Ale ten czas leci... Wiecie, że minął już miesiąc odkąd moja córeczka jest na świecie? MIESIĄC?! Z jednej strony dopiero co na nią czekałam, a z drugiej już nie wyobrażam sobie bez niej świata. Ciężko przypomnieć mi sobie teraz życie, w którym jej nie było. Co się u nas zmieniło przez ten miesiąc?
Niezmiennie fascynuje mnie to, że obecnie widać gołym okiem jak nasza córeczka się rozwija, prawie z dnia na dzień. Jak robi się coraz bardziej kontaktowa, wpatruje się z uwagą w nasze twarze, jak z zaciekawieniem rozgląda się, zaczyna obserwować zabawki i karty kontrastowe. Na początku ciągle spała, teraz ze snem walczy całe dnie, woli być z nami. Wciąż domaga się uwagi, zaczepia nas, chce żeby ją nosić, albo po prostu być obok i do niej mówić. Sama też jest rozgadana, chociaż jej wypowiedzi ograniczają się głównie do "A" i "E". I tak już sobie z nami dyskutuje i rozsyła uśmiechy. A w tym jej uśmiechu, to już zakochana jestem, nawet jeśli nie jest do końca świadomy.
Kilka spraw mnie zaskoczyło. Na przykład nie spodziewałam się, że pamiętam aż tyle kołysanek i piosenek z dzieciństwa. Co prawda, w miejsca gdzie nie pamiętam tekstu wstawiam kreatywnie "lalala", ale Julci i tak się podoba. Jak już każdą zaśpiewam po dwa razy (w większości śpiewam sam refren, albo fragment jednej zwrotki i refren, moja pamięć aż taka niezawodna nie jest) to biorę się za rockowe ballady (wczoraj mi zasnęła przy Comie).+
Inna kwestia, która całkowicie mnie zaskoczyła to moje nagłe upodobanie do różu... No normalnie przeżyć tego nie mogę. Przez całą ciążę dbałam o to, by w mojej wyprawce nie znalazła się, ani jedna różowa rzecz. Wszystko w neutralnych kolorach: żółciach, zieleniach, bielach i szarościach, oraz sporo niebieskiego. Sama różu, sukienek, ani butów na obcasie nie zwykłam nosić, więc uważałam, że córki też tak ubierać nie będę, że wychowam małą chłopczycę. Aż tu nagle... rozpływam się na widok różowych ubranek, opasek, sukieneczek i innych słodkich dziewczęcych ubranek i akcesoriów. No jakby mnie UFO porwało i zrobiło pranie mózgu! Ba, co więcej sama mam ochotę wskoczyć w ładne buty, kieckę i wyskoczyć do fryzjera... Przy mojej małej kobietce, sama mam chęć stać się bardziej kobieca :) Na szczęście braki w różowych częściach garderoby nadrabiam, bo smutno mi się robiło jak chodziła w samych niebieskich pajacykach, jak jakiś chłopak :P
Ku mojemu zadowoleniu, Julka bardzo lubi spacery. Od razu się uspokaja na powietrzu i lubi przebywać w wózku. Oczywiście przy ubieraniu krzyk, na klatce schodowej krzyk, a tylko wyjdziemy z klatki na dwór i od razu się uspokaja. Dla mnie dobrze, bo będę mogła spokojnie chodzić z nią gdzieś, nie walcząc aż tak z jej płaczem. Co prawda, jeszcze za mocno z tego nie korzystałam, ale mam nadzieję, że w kolejnym miesiącu będę już bardziej mobilna... Nawet nie wyobrażacie sobie, jak marzą mi się wyjścia z domu, dalej niż do pobliskiego parku. Ale myślę, że to już powoli można zmieniać, choć na razie pogoda nie sprzyja.
A co ze mną? Czuję się już mocno wprawiona, choć dalej miewam różne obawy i wątpliwości. Jednak jest ich coraz mniej, po naszych codziennych bojach. Czasem zastanawiam się, czy na pewno wiem wszystko, co powinnam o odpowiedniej pielęgnacji, czy odpowiednio ją ubieram i czy rozpoznam złe samopoczucie mojej córci, np. kolkę czy gorączkę. Codziennie się uczę. Julka dzielnie daje mi do siebie instrukcję obsługi i idzie nam coraz lepiej. Prawdę mówiąc mam wrażenie, jakby była ze mną już od zawsze, a zajmowanie się nią przychodzi mi bardzo intuicyjnie.
Generalnie Julia jest cudowna, w nocy ładnie śpi, budzi się tylko na karmienie i to nie za często, a w dzień jest aktywna. Raczej nie płacze bez powodu i bardzo łatwo ją uspokoić: wystarczy zaspokoić daną potrzebę i momentalnie się uspokaja. Oczywiście zdarzają się dni, gdy bywa marudna i nie bardzo wiadomo o co jej chodzi, ale my dorośli też mamy czasem gorszy dzień. Wtedy ciężko ją oderwać od rąk: każda próba odłożenia jej kończy się płaczem. Na szczęście melodyjki z karuzelki ją uspokajają, a i ciągle robimy próby z szumisiem. Ostatnio pierwszy raz przy nim zasnęła, więc kto wie, może będzie się sprawdzał. Wciąż nie znam smaku zimnej kawy, udaje mi się pić ją ciepłą. Znajduję też czas na jedzenie, a nawet na gorącą kąpiel. Jak dotąd też się wysypiam, więc nie mam powodów do narzekania :) No, może poza tym, że mieszkanie wygląda jak po przejściu huraganu. Na sprzątanie i gotowanie czasu brakuje, ale w tych kwestiach sobie odpuszczam, a i nieoceniona tu jest pomoc Pana Tatusia.
Przyznam, że ten wpis jest bardziej dla mnie niż dla was. To będzie moja osobista pamiątka. Spis tego, jak rozwija się moja córeczka i jak w związku z tym zmieniam się ja sama, miesiąc po miesiącu. Obserwacja tego jest czymś na prawdę niesamowitym, szczególnie teraz, gdy jej rozwój jest tak dynamiczny. Już nie mogę się doczekać, co przyniesie nam następny miesiąc :)
Jak się czyta to aż czuć z jakim podnieceniem i podekscytowaniem pisałaś ten post.. urodzenie dziecka jest tak niesamowite, że.. no po prostu trzeba być kobietą, trzeba urodzić, poczuć się mamą żeby to poznac ;) powodzenia!
OdpowiedzUsuńAle kochane Maleństwo! :) dużo zdrówka i cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńdobrze, że Pan Tatuś pomaga- od razu jest o wiele łatwiej
Brawo! pierwszy miesiac minął Wam, a ja mam wrażenie ze wczoraj czytałam o tym że jesteś na końcu ciąży. Jak ten czas leci! córka sliczna! Ahh jak wspomne, jak moja miała miesiąc, była taka malutka! Te nasze córeczki są wyjątkowe! :)
OdpowiedzUsuńSuper takie wpisy co miesiąc. Dla Ciebie pamiątka a i fajnie się to czyta. Świetne zdjęcie. Ja żałuję, że córce dopiero zaczęłam robić od pół roku a synowi nei robilam..
OdpowiedzUsuńaa i z różem..miałam to samo hah
OdpowiedzUsuńZ zazdrością czytałam Twój wpis <3 Bo jeszcze chwilę temu, moja Kruszynka miła miesiąc. A teraz już jest rozbieganym Urwisem :)
OdpowiedzUsuńAle cudna kruszynka <3 a czas tak szybko leci... :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie to jest wpis bardziej dla Ciebie niż dla czytelnikow :) Wracasz do podwalin blogowania :)
OdpowiedzUsuńJest prześliczna ;) Gratuluję Wam takiej córeczki! Opieka nad takim maluszkiem jest skomplikowana ;)
OdpowiedzUsuńSliczne malenstwo <3
OdpowiedzUsuńJejku jaka malutka i kochana kruszynka ❤️
OdpowiedzUsuńPiękna Julka! :) Życzę, żeby obaw było coraz mniej :)
OdpowiedzUsuńkażdy kolejny tydzień to kolejne zdziwienia... moja ma 6 miesięcy, zaczyna siadać i coś tam próbuje gadać, a jeszcze chwilę temu był taki niekumaty bobas ;) na różowe i mnie wzięło i nadal nie opuszcza, a właściwie na różowo-szare, najlepsze zestawienie jakie można było wymyślić :D
OdpowiedzUsuńMasz rację - u takich maluszków rozwój ma takie tempo, że praktycznie codziennie pojawia się coś nowego. Oglądanie tego, jak dzień po dniu staja się coraz silniejsze, sprawniejsze, mądrzejsze, bardziej rezolutne, to najbardziej niesamowita rzecz na świecie.
OdpowiedzUsuńMoja ma już pieć Lat co jabym dala by to przeżyć jeszcze raz ech
OdpowiedzUsuńCzas zasuwa nie ubłagalnie... ciesz się każdą chwilą i zaufaj swojej matczynej intuicji...a poczekaj aż będzie coraz bardziej mobilna i zacznie gadać :D co do Szumisia przy każdym zaśnięciu włączaj szumisia My mamy konika co mu brzuszek świeci i synek nie umiał bez niego zasnąć :D teraz sam sobie włącza kiedy potrzebuje :D Pozdrawiam poświątecznie
OdpowiedzUsuńA ja kołysanki ledwo pamiętam... Właściwie tylko "Z popielnika na Wojtusia..." jakoś tam znam.
OdpowiedzUsuńPrzy dzieciach widać, jak szybko ucieka nam czas... .
Co do szumisia, przy Xavim się nie sprawdził, ale teraz przy Latice jest niezastąpiony!
A propos tego, że czas szybko leci - chłoń te chwile jak najintensywniej, bo dzieci naprawdę dorastają szybciej, niż byśmy chcieli :))
OdpowiedzUsuńMasz racjję! Takie wpisy są pamiątką przede wszystkim dla Ciebie, bo za kilka lat nie będziesz już tego tak dokłądnie pamiętać :)
OdpowiedzUsuńŚliczna kruszynka <3
OdpowiedzUsuńU mnie nie wiem kiedy zleciał już ponad rok, że nie wspomnę o 5 latach pierworodnej, która już jest taką dużą rezolutną dziewczynką :)