Pewnie większość już słyszała to określenie. Niestety, często mylnie jest ono utożsamiane z depresją poporodową.
W przypadku baby blues występujące objawy są o wiele łagodniejsze i zwykle dość szybko ustępują. Dotyka on ponad połowy rodzących, na szczęście, w przeciwieństwie do depresji nie wymaga leczenia. Myślę, że część kobiet może nawet nie być świadoma, że przez to przeszła. Tłumaczymy się zmęczeniem, buzującymi hormonami, a zanim coś zdąży nas zaniepokoić, złe samopoczucie mija. To całkowicie normalne i naturalne. Gorzej gdy zamiast minąć przeciąga się, a nastrój wciąż się pogarsza...
Miałam to szczęście, że depresja mnie nie dotknęła. Jednak poporodowe smutki i huśtawki nie są mi obce.
W dniu samego porodu ciężko mi było określić co właściwie czuję. Na pewno zmęczenie i ekscytację. Potem zaczęła narastać miłość do córki. Jak na razie wszystko ładnie, pięknie i tak jak powinno być. Jednak po dwóch dniach trzeba było wrócić do domu... Z jednej strony nie mogłam się doczekać, w końcu w szpitalu spędziłam prawie dwa tygodnie o czym możecie przeczytać w >tym wpisie<, ale z drugiej strony byłam przerażona... W szpitalu mogłam całe dnie nawet nie opuszczać łóżka: moim jedynym obowiązkiem było karmienie, przewijanie i tulenie Julki. Było mi tak dobrze. Cały czas się wylegiwałyśmy, ucinałyśmy sobie wspólne drzemki, posiłki miałam przynoszone do łóżka, nic więcej nie musiałam robić. Bałam się powrotu do domu. Nie miałam pojęcia jak się tam odnajdę w tej nowej rzeczywistości. Bałam się reakcji naszego psa na nowego członka rodziny, natłoku obowiązków domowych i tego, że nie będziemy już same dla siebie przez cały czas. Bałam się wspólnego spania, ale także myśli, że miałabym ją odkładać do własnego łóżeczka... Niektóre obawy były irracjonalne, inne bardziej zasadne, ale na pewno dominującym uczuciem był wtedy strach. W dodatku lekarz powiedział, że wyjdę dzień później i nie byliśmy zupełnie przygotowani. K. zaprosił na wieczór znajomych by świętować narodziny malucha, ja nie miałam ze sobą ubrań na wyjście, ani fotelika do samochodu. Wszystko trzeba było załatwić na szybko i w stresie, a gości odwołać. Zrobiło mi się przykro, że K. nie będzie mógł zorganizować pępkowego, więc zgodziłam się by zaprosił do nas jednego najbliższego przyjaciela... Ale przyznam, że później żałowałam tej decyzji. Powrót do domu kojarzę z lękiem i ciągłymi wybuchami płaczu. Pierwszy wieczór przepłakałam leżąc przytulona do Julki i sama nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego. Mówiłam, że za dużo emocji, nowa sytuacja, że nie potrafię się odnaleźć. Pies była bardzo zainteresowany dzieckiem, co też mnie niesamowicie stresowało. W dodatku K. był z nami tylko jeden dzień, a później zostałam w domu sama, zagubiona i przytłoczona. Na szczęście szybko poradziłam sobie z tą sytuacja, a wszelkie lęki odeszły w zapomnienie. Niestety, nie każdy ma tyle szczęścia...
O depresji poporodowej mówi się coraz częściej, jednak wciąż zbyt mało. Często cierpiące nie otrzymują właściwej pomocy, a najbliżsi nie wiedzą co powinni robić i jak się zachować w tej sytuacji. Ta choroba zbyt często jest nie rozpoznawana, Jakie objawy więc powinny nas zaalarmować?
- obniżenie nastroju i uczucie smutku występujące przez większość dnia
- spadek zainteresowań i odczuwania przyjemności, nawet z rzeczy które dawniej sprawiały radość
- poczucie, że jest się złą matką, która nie potrafi się zająć własnym dzieckiem, bezwartościowości
- bezsenność lub nadmierna senność
- zwiększony apetyt lub jego brak
- ciągłe poczucie winy
- brak energii, zmęczenie: niechęć do wstawania z łózka i wykonywania jakichkolwiek czynności włącznie z ubieraniem się, myciem, dbaniem o mieszkanie, a często nawet zajmowaniem się dzieckiem
- trudności w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji
- ciągły i nadmierny lęk
Niestety, kobiety same często ignorują takie objawy. Zamiast szukać pomocy, obwiniają się, że nie są w stanie sobie poradzić, zająć się odpowiednio dzieckiem i domem. A to jedynie nasila depresję.
Może ktoś z was zmagał, lub wciąż zmaga się z depresja poporodową? A może znacie kogoś, u kogo widzicie wymienione wyżej objawy? Oczywiście, nic nie zastąpi leczenia i wizyty u specjalisty, jednak chciałabym przedstawić wam najnowszy poradnik dla bliskich, który wyjaśnia z czym mają do czynienia oraz jak można pomóc.
"DZIECKO, MATKA I DEPRESJA. Poradnik dla bliskich i partnerów kobiet z depresja poporodową" to poradnik wydany przez fundację Wemenders, która od ponad 11 lat pomaga osobom cierpiącym na depresje, oraz ich bliskim. Jest to pierwszy poradnik, który porusza wszystkie aspekty depresji poporodowej: medyczne, psychologiczne, prawne, administracyjne, osobiste. Został on wydany przez grono specjalistów i będzie dystrybuowany w klinikach położniczych, gabinetach lekarskich (psychiatrycznych, pediatrycznych), szkołach rodzenia itp. Całkowity dochód ze sprzedaży zostanie przeznaczony na bezpośrednia pomoc osobom z depresja i ich bliskim.
Pragnę, by ta wiadomość dotarła do największej ilości ludzi, kto wie komu to może pomóc? Będę wdzięczna jeśli udostępnicie ten post, lub podeślecie komuś, to może borykać się z tym problemem.
Poradnik można zakupić na stronie: www.isthis.org
A jak wy się czułyście w pierwszych dniach po porodzie? Od początku wszystko było dobrze, czy może dopadł was Baby Blues? A może zmagałyście się z depresja poporodową? Lub dotknęła ona kogoś z waszych znajomych lub rodziny?
Odpowiedzcie mi w komentarzach, a jeśli znacie komuś potrzebującego pomocy, powiedzcie mu o tym poradniku.
O DEPRESJI POPORODOWEJ TRZEBA MÓWIĆ GŁOŚNO.
Pięknie piszesz o swoich uczuciach...
OdpowiedzUsuńhttp://przystanek-klodzko.pl/
To bardzo ważny temat. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że poruszyłaś ten temat. O depresji poporodowej mówi się mało, bo też w ogóle o depresji mówi się mało. Niestety, nadal jesteśmy społeczeństwem, które zapomina o tym, że na dobrostan człowieka składa się nie tylko dobre zdrowie fizyczne, ale również psychiczne. Dlatego mało kto przyznaje się do zaburzeń, chorób psychicznych bowiem z jednej strony - sam nie jest tego świadom, z drugiej - obawia się reakcji otoczenia. Przecież "każy ma czasem gorszy dzień, weź się w garść". Temat rzeka. Niezmiernie cieszę się, że poruszasz te kwestie i liczę na to, że Twój post dotrze do większego grona odbiorców i tym samym, może zachęci niektóre mamy do dzielenia się swoimi przeżyciami. Pozdrawiam, Magda :)
OdpowiedzUsuńTak, trzeba o tym mówić i to jak najwiecej. Pojawienie się maluszka to rewolucja w życiu pary czy rodziny. Zwłaszcza jeśli jest to pierwsze dziecko, kobieta potrzebuje dużo wsparcia, pomocy. Kiedy nie jest w stanie zajmować się maleństwem, trzeba działać, a nie dodatkowo pogarszać sytuację, rzucając jej hasła w rodzaju "weź się w garść".
OdpowiedzUsuńDobrze, że coraz więcej się o tym mówi i pisze!
OdpowiedzUsuńTemat bardzo ważny. Często się zdarza, że otoczenie (nawet najbliższe) zamiast pomóc świeżo upieczonej mamie, to jeszcze ją krytykuje (no bo jak to od zawsze kobiety rodziły i nie było takich rzeczy, ona po prostu nie nadaje się na matkę - takie teksty potrafią powiedzieć najbliżsi)co powoduje, że kobiety jeszcze bardziej popadają w depresję.To przykre ale niestety prawdziwe, dlatego trzeba o tym mówić!
OdpowiedzUsuńto bardzo trudny problem i ciesze się, że coraz więcej osób w tym blogerki, porusza ten problem :)
OdpowiedzUsuńDla mnie 3 pierwsze miesiące po porodzie to najgorszy okres mojego macierzyństwa. Nie wiem czy miałam depresję poporodową, bo nie miałam się nad tym czasu zastanawiać. Mała niemal ciągle płakała i nosiliśmy ją 24/7. Dziś domyślam się, że to był NOP. Kiedy myślę o tamtym czasie, to w ogóle nie widzę siebie, pamiętam tylko moje biedne dzieciątko i potworną niemoc. Ona płakała, a ja razem z nią
OdpowiedzUsuńZdecydowanie trzeba o tym mówić bo brakuje dostępu do rzetelnej i profesjonalnej wiedzy i pomocy. Bardzo denerwuje mnie, że wiele osób traktuje kobiety dotknięte depresją jak leniwe histeryczki. Straszne to!
OdpowiedzUsuńJa się bałam ze wpadne w baby blues, ale było naprawde dobrze.. do momentu pierwszego skoku Lenki. Nie wiedziałam co sie dzieje , biłam sie z myślami, że jestem okropną matką która nie wie co jest z moim dzieckiem . Ale wstałam otrząsnęłam się i powiedziałam sobie ze jestem dobrą matką i ze to , że teraz sobie nie daje rady to nie oznacza ze jestem ta zła. Każda mama z nas zaczyna przygodę z macierzyństwem i nie odrazu wszystko umie idealnie !
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo trudny czas. A to jak sie uda przez to przejść w dużej mierze zależy od partnera.
OdpowiedzUsuńMyślę, że bardzo ważne jest to, co napisałaś o myleniu "baby bluesa" z depresją poporodową. Widzę, że to ma często miejsce. W społeczeństwie nie ma świadomości, że "mieć czasem doła", to nie to samo co depresja i że nie każda mama, której przez krótki czas źle ma depresję poporodową. Dobrze, że o tym napisałaś. :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nigdy nie miałam z nią do czynienia, ale dobrze, że o tym napisałaś - teraz już wiem, co w razie czego powinno mnie zaalarmować ;)
OdpowiedzUsuńciężki temat i bardzo trudno o nim pisać, ale Ty świetnie sobie poradziłaś :)
OdpowiedzUsuńna całe szczęście mnie, oprócz euforii i zmęczenia, nic więcej nie dopadło...
OdpowiedzUsuńDepresja poporodowa to choroba i nie powinno sie jej wstydzic. Moze prowadzic nawet do samobojstwa. Wazny temat poruszylas.
OdpowiedzUsuńWłaśnie mam zamiar przeczytać tą książkę, ważny temat, trzeba go poruszać jak najczęściej
OdpowiedzUsuńTemat powinien być wałkowany na szkołach rodzenia. Mnie na szczęście ominęła depresja, nawet baby bluesa nie było. Świetnie prawda? Nie do końca- każda historia jest inna. Z psychiką było w miarę ok, choć na wspomnienie porodu płakałam wielkimi łzami, niestety fizycznie zbierałam się bardzo długo. Przez długi czas jechałam na przeciwbólowych, nie miałam siły stać, siedzieć... A moje dziecko budziło się w nocy co godzina... Nie ogarniałam gotowania i porzadków...W końcu ciało doszło jako tako do siebie, a organizm przyzwyczaił (w miarę) do częstych nocnych pobudek. Obiady kupowaliśmy i zamawialiśmy pomoc w sprzątaniu.. Jakoś poszło..
OdpowiedzUsuńTemat ważny i trudny. "DZIECKO, MATKA I DEPRESJA. Poradnik dla bliskich i partnerów kobiet z depresja poporodową" to krok w stronę mam, które borykają się z tym problemem. Nie każda moze liczyć na wsparcie bliskich i otoczenia. Szkoda bo to straszna choroba
OdpowiedzUsuńRegularnie SZCZEKAM na temat, zwracam uwagę parterom koleżanek. "Oj przesadzasz"...a potem dramat.
OdpowiedzUsuńMoże ludzie nauczą się kiedyś szanować emocje innych i nie bagatelizować ich...