poniedziałek, 25 września 2017

BLW - Nasze początki

Niedawno rozpoczęła się dla nas nowa przygoda, pełna odkryć, zabawy i bałaganu. Mowa oczywiście o rozszerzaniu diety. Już kilka miesięcy temu postanowiłam czekać z tym do 6 miesiąca oraz spróbować metody BLW. Odrobiłam zadanie domowe, przeczytałam cały internet, dołączyłam do mnóstwa grup na temat BLW, kupiłam i przeczytałam nawet odpowiednią książkę, rozmawiałam z dietetykiem i tak oto, ubrana z pokaźny zasób wiedzy podjęłam się nowego zadania.

Ale może od początku.
Nie śpieszyłam się z zakupem odpowiednich akcesoriów, ponieważ nie byłam pewna kiedy córka usiądzie samodzielnie. Zaskoczyła mnie dokładnie tydzień przed ukończeniem 6 miesięcy. Wtedy już wiedziałam, że muszę zacząć się szykować. Najwyższa pora, by całą teorię którą miałam w małym palcu, wdrożyć w życie. Zaczęłam od zakupu odpowiednich gadżetów. Do nauki picia zaopatrzyliśmy się w kubek 360stopni od LOVI, jednak mimo wszelkich prób, Jula nie załapała jak z niego pić. Być może jest dla niej za wcześnie, tak czy inaczej, musieliśmy znaleźć inne rozwiązanie. Okazał się nim bidon ze słomką munkchin i to był strzał w dziesiątkę! Młoda od razu zrozumiała o co chodzi i teraz ładnie popija wodę przy każdym posiłku. Kolejnym ważnym zakupem było krzesełko do karmienia. Postawiliśmy na Antilop z Ikea. Polecało mi go wiele osób, ma bardzo dobre opinie: jest tani, wygodny, prosty i łatwy w czyszczeniu. Niestety, tutaj napotkaliśmy na problem. Otóż w Ikei same krzesełka były, jednak w magazynach brakuje tacek. Tacki te na allegro są w astronomicznych cenach (kosztują nieraz więcej niż samo krzesełko), więc postanowiliśmy zamówić wszystko i... wciąż nie dotarło. Minęły już dwa tygodnie od czasu złożenia zamówienia i cisza... Pierwszego dnia rozszerzania diety improwizowaliśmy. Ja siedziałam na ziemi z Julką na kolanach, a warzywa leżały na pudełku z podkładem. Męczyłam się tak 3 dni, aż w końcu udało mi się pożyczyć krzesełko na czas oczekiwania na przesyłkę. Co prawda pożyczone, ale krzesełko mamy i sprawdza się świetnie. Nie ma wielu szpar, gdzie mogą wchodzić kawałki jedzenia, nie ma żadnych materiałów, które ciężko doczyścić. Kolejną ważną rzeczą jest śliniaczek-fartuszek. Przy BLW zwykłe śliniaki się niezbyt sprawdzają, więc równie dobrze może ich nie być- i tak wszystko będzie do prania albo do śmieci. Mamy trochę ubrań, które mogą się zniszczyć w ten sposób, tylko próby przebrania Julki do jedzenia zwykle kończą się histerią, więc wolę jednak założyć taki fartuszek. I w zasadzie to wszystkie gadżety potrzebne na początek. Oczywiście, mamy już jedną miseczkę i parę sztuców, ale rzadko z nich korzystamy- jedzenia kładziemy po prostu na tacce, a Jula sięga sobie po nie rękami.

To teraz przejdźmy do samego w sobie jedzenia.
Jak to zwykle bywa, mając kompendium wiedzy snułam swoje wyobrażenie o tym, jak to nasze próbowanie będzie wyglądać. Córka jednak zaskoczyła mnie już pierwszego dnia. Postawiliśmy przed nią kilka różyczek brokułów, a ona zamiast się bawić, od razu wzięła się za jedzenie. Nie jestem pewna ile z tego faktycznie połknęła i czy cokolwiek wylądowało w jej brzuszku, w każdym razie do buzi trafiło naprawdę dużo. Uskrzydlona z dumy, jak to moje dziecko pięknie sobie radzi, dwa dni później zaproponowałam kalafior. Tym razem historia potoczyła się inaczej- Jula w ogóle nie była nim zainteresowana. Trochę rozgniotła, resztę rozrzuciła i zaczęła marudzić. Stale powtarzałam sobie, że to nic takiego, że to normalne. Przecież trudno oczekiwać, że od razu zacznie jeść, skoro nawet nie wie do czego to jedzenie służy. Muszę wam w sekrecie wyznać, że czułam się troszeczkę zawiedziona, ale to tak bardzo głęboko, ponieważ wiedziałam, że coś takiego może się dziać.
Te pierwsze próby były bardzo chaotyczne. Nie potrafiłam nijak wpasować stałych posiłków w nasz rytm dnia. Musiałam wygospodarować dodatkowy czas na dłuższy spacer po warzywa, potem przygotowanie jedzenia, krzesełka, wody, fartuszka, a na koniec na posprzątanie tego wszystkiego. Ciągle była pora albo spaceru, albo drzemki, albo mleka i za nic nie mogłam znaleźć miejsca na to całe BLW.
Raz zdarzyła się na przykład taka sytuacja, warzywka kończą mi się pichcić, powoli przygotowuję wszystko, słyszę pik oznaczający, że parowar zakończył swoją pracę i w tej chwili... Julka mi zasnęła. Postanowiła spać godzinę, wszystko mi ostygło, cały mój opracowany plan dnia się zawalił, bo wszystko przesunęło się o godzinę i jedyne co czułam to narastająca frustracja. Innym razem zaproponowałam młodej jedzenie, ta w płacz, wygina się, jęczy. Zastanawiałam się o co chodzi, a ona po prostu była głodna. Potrzebowała mleka, w końcu jeszcze nie wie, że czymś innym można zaspokoić głód.
Po paru dniach wyrobiliśmy sobie pewien rytm. Nauczyłam się, w którym momencie przygotowywać dla Julki posiłki, tak by była najedzona, wyspana i w dobrym humorze i by mieć czas wszystko spokojnie ogarnąć.
Potem przeszliśmy do samych przyjemności... No prawie. Jula siedzi w krzesełku, ubrana w fartuszek, kładę przed nią jedzenie, a ona od razu chętnie po nie sięga i zaczyna jeść. Niestety, okazuje się że cały czas się krztusi. Najgorzej było przy marchewce, kaszel i odkrztuszanie miało miejsce prawie po każdym gryzie. Ja spanikowana i przerażona, ze strachem obserwuję co ona na to, a Jula... nie przejmuje się tym zupełnie, za duży kawałek wypluwa, albo żuje ponownie i natychmiast bierze kolejny kęs. Dalej się krztusi, ale widzę, że radzi sobie coraz lepiej. Serce mi rośnie jak widzę, jaka jest samodzielna, jak chętnie wszystkiego próbuje, jak pięknie sobie daje radę z kawałkami. Nie ważny jest bałagan, nadprogramowe kąpiele i rosnąca sterta prania. Już dostrzegam plusy swojej decyzji, a wiem że będzie tylko coraz lepiej.
W pierwszym tygodniu postawiliśmy na same warzywa podawane raz dziennie. Po tygodniu zaczęliśmy wprowadzać inne produkty, takie jak owoce, jajka, kasze, a niebawem dojdzie cała reszta. Mlecznych posiłków jest ciągle tyje samo- stałymi produktami ich nie zastępujemy, a jedynie pozwalamy poznawać smaki i próbować nowych rzeczy.
Na razie najbardziej smakowała dynia (pieczona przez 30 minut w 180stopniach), młoda była zachwycona i domagała się dokładki. Mamy też za sobą pierwsze próby jedzenia łyżeczką. Pomagałam nakładać Julce porcję jajecznicy, po tym jak już zjadła poprzednią. Denerwowała się, jak próbowałam jej zabrać łyżeczkę i bacznie obserwowała co z nią robię, a na koniec... sama spróbowała sobie nałożyć porcję! Nie udało jej się, ale jestem w szoku, że tak szybko się uczy. Nie każdy posiłek smakował. Nie podobał jej się makaron, a także kaszka z borówkami. Ale będziemy próbować dalej. Czeka nas piękna (i brudna) droga, a obserwowanie jej postępów i samodzielności jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą, Już widzę, że warto.

A teraz czas na trochę zdjęć.




Chcesz przeczytać więcej?
Dlaczego zamierzam tak późno "dać dziecku jeść"
Metoda BLW- Wywiad z dietetykiem

12 komentarzy :

  1. Przy moim synu (ponad 10 lat temu) w ogole nie wiedziałam o istnieniu BLW i strasznie tego żałuję :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale słodziak i jak zajada. :) Bardzo fajne to krzesełko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie sobie radzi Juleczka. Już nie mogę się doczekać tego etapu u naszej Sary. Ale wiem, że to już tuż tuż :)

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam metodę BLW owszem czasami lądowało wszystko na ziemi ale ile samodzielności dziecko ma uczy się szybciej połukać jedzenie większe kęsy super dacie radę powodzenia córcia zadowolona a to najważniejsze :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Julka rośnie jak na drożdżach! A metody BLW nie stosowałam, choć gdybym miała jeszcze jedno dziecko na pewno bym spróbowała

    OdpowiedzUsuń
  6. u nas BLW idzie bardzo opornie, dlatego mamy metodę mieszaną ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha ha, życie byłoby nudne, gdyby dzieciaki od razu piękne sięgały po jedzonko i grzecznie spożywały każdy posiłek i to do konca ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz jest super sezon na BLW - tyle warzyw, korzeniowe, pyszne bataty. Pamiętam ten etap, oj pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dużo słyszę o BLW, ale ja mimo wszystko obie dziewczynki ja karmię. To znaczy aktualnie tylko młodszą :), starsza już ma 4 latka :).
    Dalka mimo skończonych 11 miesięcy nadal głównie jest na piersi i jej rozszerzanie diety wygląda tak, że kiedy ja jem ona siedzi obok i coś tam zawsze sobie skubnie. Próbuję nowych smaków, ale nie je dużo.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajnie, że tak grzecznie chce zajadać. Ja jednak zaczęłam od pamek, bo bałam się od razy podawać większe kawałki.

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko, już zapomniałam jak to jest patrzeć na tak beztrosko umorusaną buzię ;)
    Ja przy bliźniakach bałam się BLW, tej organizacji i bałaganu. Dałam sobie spokój ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pi co gotować? BLW lepiej wychodzi na surowych produktach. A podgrzać można momentalnie w mikrofali. :)

    OdpowiedzUsuń

Recent Posts

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.