Na wstępie chciałam podziękować wszystkim za wsparcie i miłe swoja na moim FB, bardzo wam dziękuję, że ze mną byliście. Dla tych niewtajemniczonych wyjaśnię, że męczy mnie fatalne samopoczucie. Przede wszystkim silne bóle brzucha, problemy z apetytem i ze zjedzeniem czegokolwiek, no i wczoraj pojawiły się skurcze. Skurcze na szczęście mi przeszły, czuję się dziś odrobinę lepiej, choć dalej słabo, więc wciąż leżę.
Miał być luźniejszy tydzień, ale chyba jednak się to nie uda. Oczywiście spinamy się w końcu z kupowaniem rzeczy dla malutkiej, więc z dnia na dzień ich przybywa. O ile, rzecz jasna, jestem w stanie wstać z łóżka, na szczęście jednak większość zamawiamy przez internet (jednak to genialny wynalazek, nieprawdaż?) i trzeba jedynie wybrać się na pocztę. Cóż, w domu roboty mam pełno, a przez to że leżę, lista rzeczy do zrobienia jakoś nie chce się w ogóle skracać... I tylko męczy mnie poczucie winy, że miałam tyle rzeczy zrobić, a ciągle mi jakoś nie wychodzi. Na dodatek w końcu dziś dotarły do nas meble! Więc już w tym tygodniu stanie w naszym pokoju wielka szafa przesuwna i nowa komoda. Jednak z tym też roboty trochę będzie, nawet jeśli to nie ja będę te meble składać. Potem można będzie w końcu kupić łóżeczko i materac dla małej. I, o zgrozo, przejrzeć chyba z 5 milionów worów z ciuszkami, posegregować rozmiarami, poprać wszystko, poukładać... Już myśląc o tym czuję się z każdą chwilą coraz mniejsza i mam wrażenie, że ogarnięcie tego wszystkiego mnie przerasta.
Miał być luźniejszy tydzień, ale chyba jednak się to nie uda. Oczywiście spinamy się w końcu z kupowaniem rzeczy dla malutkiej, więc z dnia na dzień ich przybywa. O ile, rzecz jasna, jestem w stanie wstać z łóżka, na szczęście jednak większość zamawiamy przez internet (jednak to genialny wynalazek, nieprawdaż?) i trzeba jedynie wybrać się na pocztę. Cóż, w domu roboty mam pełno, a przez to że leżę, lista rzeczy do zrobienia jakoś nie chce się w ogóle skracać... I tylko męczy mnie poczucie winy, że miałam tyle rzeczy zrobić, a ciągle mi jakoś nie wychodzi. Na dodatek w końcu dziś dotarły do nas meble! Więc już w tym tygodniu stanie w naszym pokoju wielka szafa przesuwna i nowa komoda. Jednak z tym też roboty trochę będzie, nawet jeśli to nie ja będę te meble składać. Potem można będzie w końcu kupić łóżeczko i materac dla małej. I, o zgrozo, przejrzeć chyba z 5 milionów worów z ciuszkami, posegregować rozmiarami, poprać wszystko, poukładać... Już myśląc o tym czuję się z każdą chwilą coraz mniejsza i mam wrażenie, że ogarnięcie tego wszystkiego mnie przerasta.
Powiem wam po cichu, że pomału zaczyna mnie ogarniać panika... Jednak odsuwam to od siebie póki tylko mogę, więc nie o tym będzie.
Dzisiaj będzie pozytywnie. Nawet bardzo pozytywnie. Żeby nie wyszło na to, że ciągle tylko narzekam. Co prawda, w trakcie powstawania tego wpisu dopadło mnie to koszmarne samopoczucie, przez które zaczęłam odnosić wrażenie, że ciąża to jednak choroba... Jednak zgodnie z planem skupię się na tych pozytywnych aspektach. Tak mnie jakoś wzięło na przemyślenia podczas notorycznego przeglądania innych blogów, rozmów z różnymi mamami, oraz czytania książki "Błogosławiony stan umysłu", o której napiszę jak tylko ją skończę. I tak zaczęłam sobie myśleć o tej mojej ciąży. O wszystkich jej obliczach, a także o zmianach, jakie oznaczała ona dla mnie. I trzeba przyznać, że bilans jest zdecydowanie na plusie. Ale może zacznę od początku.
Nigdy nie byłam osobą specjalnie rodzinną. Nie byłam też jakoś mocno kobieca. Nie zależało mi na stabilizacji, ani spokojnym życiu. Jestem osoba totalnie uzależnioną od chaosu, egoistyczną, wciąż rzucającą się w wir życia nie zważając na jakiekolwiek konsekwencje. Niby mi zależało na wszystkim, jednak przyznać muszę, że najbardziej zależało mi na sobie i własnej wygodzie.
Przemiana zaczęła się już wcześniej. Mniej więcej dwa lata temu, gdy zaczął się mój obecny związek. Po wielu miesiącach ciężkiej pracy, walk ze sobą i docierania się
zaczęliśmy sobie nawzajem pomagać. Nie jakoś specjalnie, po prostu
wywieraliśmy na siebie lepszy wpływ, i chcieliśmy być dla siebie
lepszymi ludźmi. Jednak, przyznam bez bicia, w praktyce wychodziło to różnie. Szczególnie z mojej strony. Moje dwie natury biły się ze sobą nieustannie, przez co ciężko było mi zaakceptować swoje życie. Z jednej strony kochałam mojego chłopaka, z drugiej czułam, że we mnie jest coraz mniej... MNIE. Trudna sytuacja, prawda? Różne myśli chodziły mi po głowie, a ja miałam ciągła huśtawkę emocjonalną. Brakowało mi mojego dawnego życia, swobody i braku konsekwencji, a jednocześnie byłam szczęśliwa, że mam tak wspaniałego mężczyznę. No, jak sami widzicie, babie nie dogodzisz :)
Wtedy dowiedzieliśmy się o mojej ciąży. Uczucia były bardzo mieszane z początku, jednak dość szybko zaakceptowaliśmy nową sytuację. Tak się nam przynajmniej wydawało. Mimo to przez pierwsze miesiące miałam jeszcze większą huśtawkę, totalnie nie potrafiłam się zdecydować, co o tym wszystkim myślę.
Jednak każdy miesiąc przynosił zmianę. W końcu ciąża zaczęła mniej dla mnie właściwości terapeutyczne. Z miesiąca na miesiąc zmieniał się mój system wartości. Nauczyłam się patrzeć w kompletnie nowy sposób na mojego partnera, a także na samą siebie. Odkryłam w sobie kobietę. Zaczęłam bardziej o siebie dbać. Stałam się też lepszą osobą dla mojego chłopaka, mimo iż wciąż musi znosić moje ciążowe humory i ataki płaczu z byle powodu. Po raz pierwszy w życiu zaczęło mi naprawdę zależeć. Na tyle, że wszelkie moje egoistyczne zachcianki stały się nieistotne. Totalnie zmieniłam myślenie, priorytety. Wyleczyłam się. Czuję się bardziej spełniona, tak jakbym była we właściwym miejscu. W końcu jestem gotowa na to, by z chłopakiem i naszą córką stanowić rodzinę. Mam wrażenie, jakbym rozkwitła, odkryła siebie na nowo. Zaczynam rozumieć, dlaczego mówi się, że dziewczyna staje się kobietą dopiero gdy zostanie matką.
A to dopiero początek zmian. Więcej ich na pewno przyniesie pojawienie się na świecie naszego dziecka...
***
Wyrzuciłam w końcu z siebie to, co od jakiegoś czasu mi mocno chodzi po głowie. Co prawda, miałam na czas ciąży wielkie plany wobec siebie. Chciałam zająć się jakąś pracą, nabyć nowe umiejętności, chodzić na jogę dla ciężarnych, nadrobić wszelkie braki towarzyskie, być aktywna, dużo gotować, przeczytać wiele książek... Nie udało się. Kiepskie samopoczucie, zmęczenie, problemy ze skupieniem się, a czasem zwyczajnie przygnębiający natłok wszystkiego zweryfikował moje plany. Jednak ten wpis świadczy o tym, że nie był to dla mnie czas stracony. To czas, który psychicznie przygotował mnie, przynajmniej na część, nadchodzących zmian. Parę rzeczy poprzestawiało mi się pod kopułą, abym mogła zaakceptować nową rolę i się w niej odnaleźć. Przywiązałam się do swojego nienarodzonego dziecka, i stałam się lepsza dla siebie. Mój związek też skorzystał na tych zmianach. A ja czuję, że moje życie mnie uszczęśliwia.
Mimo wszystko.
Albo dzięki wszystkiemu :)
Albo dzięki wszystkiemu :)
A ja wciąz mam wózek do sprzedania po mojej księżniczce :)
OdpowiedzUsuńUwielbiałam być w ciąży, nie miałam upierdliwych dolegliwości-pewnie dlatego! Cudownie się czułam i mega kobieco z brzuszkiem :) Brak mi tego i żal, że się nie powtórzy :(
A dlaczego się nie powtórzy, jeśli mogę spytać?
UsuńZnowu nie mogę zajść w ciążę :( Problemy, leczenie, napisałam o tym jakbyś miała chęć się zgłębić, ale to nie jest raczej wesoła lektura :)
UsuńOj, no rozumiem. Przykro to słyszeć... możesz mi podesłać linka, chętnie przeczytam w wolnej chwili. Trzymaj się ;*
Usuńhttp://www.zwyklamatka.pl/2016/08/dlaczego-tylko-jedno.html
Usuńhttp://www.zwyklamatka.pl/2015/04/jak-sie-podniesc.html
Buziaki i odpoczywaj :)
W pierwszej ciąży jakoś nie czułam się kobieco. Dopiero w drugiej. Czułam się ładniejsza i poważniejsza. Uwielbiam ten stan. Dlatego chciałabym ponownie, ale z pewnych względów nie mogę. O tym będzie m.in następny wpis. Ale ciążę mnie zmieniły. Na lepsze.
OdpowiedzUsuńTo niesamowity tekst wiesz? Bardzo szczery, kobiecy i intymny. Cieszę się, że nasze rozmowy dały taki efekt! Tutaj panika miesza się ze spokojem i nie bój się, to normalne. Każda z nas wpada w panikę prędzej lub później :). To lęk przed nowym, przed tym jak sobie poradzisz jako mama i jak to będzie dalej, a także najzwyklejszy lęk przed porodem. Widzisz jak wylądowałam w szpitalu byliśmy delikatnie mówiąc w lesie, ze wszystkim. P. Wszystko ogarniał jak byłam w szpitalu, w tym konieczny remont. Koniec końców się udało, a ja sobie myśle, że to zaskoczenie było nawet dobre. Karol zaoszczędził mi sporo stresu związanego z oczekiwaniem, wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyłam panikować. Oddałam się temu, co było konieczne. Miło czytać, że ciąża zmieniła Cię na lepsze, że stałaś się bardziej świadoma, to piękny moment! Tulę mocno! :))
OdpowiedzUsuńDobrze, że ciąża trwa 9 miesięcy. Człowiek ma czas poukładać sobie to i owo w głowie. Często, tak jak piszesz, przewartościować priorytety. Trzymam kciuki za Waszą końcówkę. Może to tylko skurcze przepowiadające?
OdpowiedzUsuńUwielbiałam być w ciąży, za każdym razem ;) Choć za każdym razem miałam jakieś jazdy.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, że piszesz tak szczerze. Nie owijasz w bawełnę, nie czarujesz, że byłąś szczęśliwa od samego początku. To ważne. Ważne o tyle, że pomaga to innym kobietom. Dzięki takim tekstom jak Twoje nie czują się źle bo wiedzą, że nie są odosobnione. Wspaniale, że odkryłaś w sobie "drugie ja":) Teraz będziesz mamą, ważne, żebyś też czułą się kobietą, ale przede wszystkim żebys byłą też sobą:) Nie ma się też co zmieniać na siłę, ale matka natura przygotowuje nas do zmian na lepsze:)
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze juz sie dobrze czujesz :)
OdpowiedzUsuńduze zmiany w Twoim zyciu, pamietaj ze inna nie znaczy gorsza :) w zyciu kazdego czlowieka przychodzi moment w ktorym zmiania wszystko o 180 stopni i zaczyna nowy rozdzial :)
zapraszam do mnie na nowego posta :)
Diversity...czyli kazda kultura ma swoje nawyki i zwyczaje :)
https://brbadventures.wordpress.com/2017/01/26/diversity/
Kasia
Tez bardzo lubiłam być w ciąży. Tęskno mi za tym stanem :)
OdpowiedzUsuńA dla mnie przebieg ciąży ok, z wyjątkiem ostatnich tygodni - skręciłam kostkę. Myślę, że ten czas dał mi takiego kopniaka, że trochę znielubiłam ciążę, mimo, że to przecież nie z jej powodu doznałam urazu..
OdpowiedzUsuńMnie ciąże i dzieci też zmieniły, przede wszystkim dały mi pewność siebie i sprawiły że czuję się spełniona kobietą.A teraz dzięki dzieciom każdy dzień jest wyjątkowy i kolorowy��
OdpowiedzUsuńMimo problemów w ciąży (z ich utrzymaniem, musiałam dużo leżeć) lubiłam ten stan. Dawał mi tę wyjątkowość której mogłam doświadczyć tylko ja sama- mężczyźni mają tu dużo gorzej, co prawda mogą przyłożyć rękę do brzucha, ale ich kontakt z dzieckiem jest zupełnie inny.
OdpowiedzUsuńObie moje ciąży - beznadzieja. Choćby mnie kroili nie zamierzam Tam wracać.
OdpowiedzUsuńNatomiast teraz, kiedy w końcu zaczynam wracać do mojej przedciążowej wagi i hormony przestają mnie nękać - o tak, bardzo potrzebuję znów być kobieca. Uwielbiam siedzieć w domu w dresach ;) ale odczuwam wielką potrzebę ubrać się elegancko "po godzinach bycia mamą", np. idąc z mężem do kina :D Nawet, jeśli to... bajka ;) :D
Moja każda ciąża niestety na podtrzymaniu, ale mimo stresu bardzo lubiłam ten czas. Przede wszystkim bardzo lubiłam siebie. Brzuszek to bym mogła mieć całe życie chyba :D
OdpowiedzUsuńJa też w ciąży czułam się kiepsko, dolegalo mi chyba wszystko, co możliwe. Ale mimo tego.czułam się piękna, szczęśliwa, spełniona. A to dodaje kobiecie blasku. Powodzenia w tej pięknej przygodzie :)
OdpowiedzUsuńAz sie chce byc w ciazy jak Ciebie czytam :D
OdpowiedzUsuń