sobota, 1 kwietnia 2017

Nikt mnie na to nie przygotował

Do tej pory szczyciłam się tym, że nie piszę w sposób przesłodzony, a mówię o wszystkim wprost. Dziś zmuszona jestem połączyć to i napisać wprost lukrowanego posta, o tym jak różowo nam się żyje.
UWAGA- BĘDZIE SŁODKO!


Gdy tylko dowiedziałam się o tym, że jestem w ciąży, zaczęłam z zapałem czytać setki artykułów o ciąży i dzieciach, śledzić blogi parentingowe, dołączyłam do grup dla przyszłych mam, a w końcu sama założyłam bloga. Oswajałam się z miesiąca na miesiąc i przyzwyczajałam do nowej roli. Powoli zmieniały się moje priorytety, a mi zaczęło zależeć na tej małej istotce, którą nosiłam pod sercem. Czytałam opisy innych rodziców, myśląc że ich rozumiem, że wiem co oni czują. Wydawało mi się, że jestem gotowa, na to co ma się wydarzyć, że wiem czego się spodziewać. Nie mogłam bardziej się mylić.

W pierwszych chwilach po porodzie nie wiedziałam co czuję. Przede wszystkim byłam zmęczona i cieszyłam się, że mam to w końcu za sobą. Nie płakałam, nie wzruszałam się, czułam się raczej zagubiona. Po przeniesieniu na salę, byłam sama- już było po odwiedzinach, nowa sąsiadka z sali spała, a w dyżurce była tylko jedna pielęgniarka na nocnym dyżurze. A ja byłam wykończona, obolała i przerażona. Zostawili mnie z tą kruszynką, a ja kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Czy nakarmić, czy przewinąć, co ile mam to robić i jak, nawet nie byłam pewna czy mogę ją wziąć na ręce. W końcu zaczęła płakać, a ja musiałam się nią zająć- przecież jestem jej mamą. Dalej poszło już z górki.
Nikt nie przygotował mnie na ten bezmiar miłości, jaki mną zawładnął. Nie ważne ile razy słyszałam, że po porodzie wszystko się zmieni, nie byłam w stanie sobie nawet tego w najmniejszym stopniu uzmysłowić. Nie wiedziałam, że można tak bezgranicznie kochać takie maleństwo, które dopiero się poznało. W ciągu pierwszych kilku dni dużo płakałam- buzowało we mnie zbyt wiele emocji, z którymi sobie nie do końca radziłam. Płakałam ze szczęścia, ze wzruszenia, z miłości. Patrzyłam na swoje dziecko i nie mogłam się nacieszyć. Mimo iż skrupulatnie przygotowywałam się do tego przez cała ciążę, córcia wywróciła mi życie do góry nogami.

Nagle wszystkie moje obawy i wątpliwości odeszły daleko w niepamięć. We wpisie o pobycie w szpitalu >TUTAJ< pisałam o czarnych myślach, które mnie wtedy dręczyły. Że nie jestem gotowa na dziecko, że nie wyobrażam sobie by nasza dwójka, zamieniła się w trójkę, że nasz związek na tym ucierpi, że wszystko się zmieni, a ja tej zmiany się obawiam. Potem urodziłam, i teraz wiem że moje życie stało się kompletne, a ja jestem szczęśliwa i spełniona. A my staliśmy się rodziną. Nie po prostu parą, a rodziną. Wiecie jakie to niesamowite?
Pisałam kiedyś też o tym, że marzył mi się synek >TUTAJ<. Teraz patrzę na swoją córeczkę i nie wyobrażam sobie jak kiedykolwiek mogłam pomyśleć chociaż o chłopcu. Przecież dziewczynki są najlepsze ;) Zaczęłam dostrzegać plusy, całe mnóstwo plusów tego, że mamy to szczęście, być rodzicami dziewczynki. Nie wyobrażam sobie nikogo na jej miejscu, żaden syn nie byłby tak dobry.

Co więcej, powiem wam, że ten instynkt macierzyński chyba na prawdę istnieje. Nie wiem skąd wiedziałam jak się ją zająć, ale mi się udało. I dalej mi się udaje. Jakimś sposobem, wiem co mam robić, jak ją uspokoić i jak się zająć. Skądś czerpię pokłady cierpliwości by mówić do niej spokojnie i z uśmiechem niezależnie od tego co się dzieje. Wiem, że to dopiero początek, że jeszcze wszystko przede mną. Ale na chwilę obecną odnajduję się w roli mamy. I czuję się z tym fantastycznie. A te chwile, gdy Julka zaczyna płakać, ale uspokaja się gdy tylko mnie zobaczy, gdy wystarczy tylko położyć się obok niej, by już wszystko było dobrze, są niesamowite.

Wiem, że czeka mnie zupełni inne, nowe życie i dużo pracy. Wiem, że będą chwile te lepsze i te gorsze. Na razie jestem trochę oderwana od rzeczywistości, 'pijana' bezgranicznym szczęściem i miłością, której się nie spodziewałam. Emocji wciąż jest wiele. Minęły ponad 2 tygodnie, jak Julka jest z nami. Wszyscy szaleją na jej punkcie, dziadkowie, pradziadkowie, ale chyba jednak najbardziej my. Na to nikt mnie nie przygotował :)

Mam nadzieję, że wybaczycie mi przesłodzony charakter dzisiejszego wpisu i zrzucicie to na hormony poporodowe, jednak myślę, że każda matka dobrze rozumie stan, w jakim obecnie jestem :) 

24 komentarze :

  1. Oj pamiętam ten stan idealnie! A ten strach jest nieodłącznym elementem chyba każdej kobiety i... w większości przypadków przeradza się w tak wielką miłość,że nie ma po nim śladu :) Bo kto nie da rady, jak my? My mamy zawsze damy radę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Instynkt działa i istnieje! U mnie zadziałał. Po porodzie w szpitalu zostaliśmy 7 dni bo mały miał żółtaczkę. Głównie musiałam liczyć na siebie, bo pielęgniarki czy położne to głównie krytykowały a nic nie pomogły. Sama nauczyłam się zmieniać synkowi pieluszki i go ubierać. Był taki maleńki i za każdym razem bałam się żeby nie zrobić mu krzywdy przez nieuwagę, ale potem było już tylko dobrze. Pomijając problem z karmieniem bo pokarmu miałam niewiele i musiałam posiłkować się butelką. Oczywiście nie uszło to uwadze położnych. Miałam kontakt może z 3 naprawdę fajnymi kobitkami (położna która odbierała poród, salowa i jedna pielęgniarka). Reszta potrafiła tylko krytykować, że nie potrafię wydusić z siebie mleka żeby nakarmić dziecko itp.Ten dodatkowy stres chyba jeszcze bardziej sprawił, że pokarmu było coraz mniej, aż w końcu nie było go wcale. Jednak nie miałam z tym później problemów ani wyrzutów sumienia, że karmię butelką. Na porodówce poradziłam sobie dobrze z opieką i pielęgnacją dziecka również więc byłam z siebie zadowolona. Tym bardziej, że o niemowlętach nie miałam zielonego pojęcia. Równo za miesiąc mój Skarn skończy 2 latka i ja też jestem pijana miłością do niego, choć bywają ciężkie chwile, a nocy nie przespałam od prawie 2 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  3. tak instynkt sam daje o sobie znać i nie potrzebne są żądne szkoły rodzenia uczenia się jak przewijać karmić itp. wszystko przychodzi samo... cudny post przypomniały mi sie moje chwile "pijaństwa szczęściem" a z każdym dniem kochasz taka osóbkę coraz mocniej a Twoja miłość jest pojemna u mnie mieści 3 synków :D Pozdrawiam Ciebie i dziękuję za przypomnienie mi pierwszych tygodni moich synków :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam tej przyjemności zobaczenia Córci zaraz po porodzie. Zobaczyłam ją dopiero następnego dnia, ale kiedy weszłam do sali pełnej noworodków od razu wiedziałam, która to ona.
    Ten instynkt to coś niesamowitego! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W pełni cię rozumiem, aż podwójnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem Cię w 100% choć Przyznam, że bardzo częste są rowniez depresje poporodowe. Wtedy nawet instynkt nie jest wstanie wesprzeć świeżo upieczonej mamy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeżycia związane z narodzinami dziecka są nieporównywalne z niczym innym :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Instynkt nie zawodny ja cała ciaze przelezałam w spitalu wiec jeden wielki koszmar ale final cudny teraz mi goni po domu ma 5 lat

    OdpowiedzUsuń
  9. Piszesz o tym tak, że aż chce się mieć malucha :) planuję maleństwo w ciągu następnych 5 lat i muszę powiedzieć, że czytanie o tym, że nie każda mama jest perfekcyjna i wie wszystko od razu bardzo pomaga na wątpliwości!

    OdpowiedzUsuń
  10. Instynkt i oksytocyna czyli hormon miłości ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja zarowno pierwszą i drygą ciążę wspominam cudownie, choć były jakieś komplikacje po drodze to był to cudowny czas.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj masz zupełną rację, instynkt istnieje i wiele razy nie tylko w tych pierwszych dniach przekonywałam się, że dzięki niemu wiem co najlepsze dla moich dzieci. Życzę wspaniałych chwil

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja po cc kazalam przyniesc sobie dziecko i zostawic, pierworodna spala obok bo przeszmuglowałam ją do siebie, ja nie moglam spac. Całą noc na nią patrzyłam. Przy 2 córce było sporo luzu. Nikogo o nic nie pytałam, niczego sie nie bałam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja narazie mamą nie jestem także w tej kwestii niewiele mogę powiedzieć. Bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa to najważniejsze ;] Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj, jak ja Cię rozumiem. Ta miłość, to poczucie spelnienia kompletności w byciu kobietą (chociaż wcześniej nie odczuwalam braku czegoś). Niesamowite! Gratuluję i cieszcie sie z bycia rodziną!

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobrze piszesz pod wpływem tych hormonów ;) Inaczej tak, po maminemu ;)A tak poważnie- cokolwiek byśmy nie usłyszały, nie przeczytały wszystko musimy przejść same, poczuć na nowo, nauczyć się tego od początku. A miłość do tego bobasa jest najcudowniejszym uczuciem na ziemi i mimo że to nieprawdopodobne- rośnie każdego dnia jego życia :)

    OdpowiedzUsuń
  17. ja niestety samego porodu żony dobrze nie wspominam, ale to spowodowane powikłaniami.. I zgadzam się z Tobą. Dziewczynki są najlepsze. Tylko zuchy mają dziewuchy, a słabiaki robią chłopaki:P

    OdpowiedzUsuń
  18. Doznałam czegoś mocno podobnego! :D Masz rację - chyba ten Instynkt naprawdę istnieje ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ewelina Rozmus6 kwietnia 2017 04:16

    Świetnie się czyta takie miłe wspomnienia. Ja już nie pamiętam, jak to było, bo mam 1,5 rocznego syna, który nawiasem mówiąc miał być dziewczynką wg pierwszego USG, więc czułam lekkie rozczarowanie po kilku tygodniach, gdy okazało się, że jednak chłopak. Ja natomiast nie była przygotowana, że macierzyństwo jest aż tak trudne. Aczkolwiek wiele osób mówi, że wcale nie i po prostu ja mam wymagajace dziecko ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Gratuluję! Dziecko zmienia nie tylko życie, ale i myślenie kobiety. Jeszcze przed Tobą wiele słodkich chwil i tych nieco bardziej gorzkich. Ciesz się maluszkiem i swoim szczęściem. Podziwiam, że w ogóle dałaś radę napisać tekst. Ja bylam wyłączona przez wiele miesięcy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Instynkt zadziałał i u mnie. Wcześniej NIGDY nie miałam do czynienia z noworodkami ani niemowlętami, po prostu zero jakiegokolwiek doświadczenia. A mimo to poradziłam sobie - intuicyjnie, ale najlepiej jak umiałam. Ja też miałam to poczucie oderwania od rzeczywistości tuż po porodzie. Były to niesamowite chwile, tylko ja i dziecko - wtedy cały świat skupił się w tej naszej dwójce.

    OdpowiedzUsuń
  22. U nas bylo tak że mąż sam chcial uczestniczyć przy porodzie. Niestety synek urodzil sie ponad 2 tyg.za wcześnie. Mąż przywiozl nas o 22 do szpitala.Na 6rano mial do pracy. Dzwonil do kierownika prosil o zmianę niestety nie zgodzil się na to bo nie bylo zastępstwa. Ale odwiedzal nas co dziennie bo w szpitalu byliśmy 9 dni-żółtaczka...

    OdpowiedzUsuń
  23. Rozumiem, uśmiecham się w duchu i gratuluję. Takie teksty nigdy nie są zbyt słodkie jeśli piszemy o naszych dzieciach :)

    OdpowiedzUsuń

Recent Posts

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.