Czy faktycznie tak jest? Oto nasza historia o tym, dlaczego wolimy mieszkać w Polsce.
Znajomi przez długie miesiące namawiali nas na wyjazd do Holandii, gdzie sami mieszkali. Co prawda mieliśmy mieszkanie w Warszawie, pracę, całą rodzinę i wszystkich przyjaciół, więc nie byliśmy zbyt skorzy do wyjazdu. Jednak pojawiły się pewne komplikacje z mieszkaniem, oraz mój chłopak miał i tak niebawem zmieniać pracę, więc pomyśleliśmy "jak nie teraz, to kiedy". Zostawiliśmy wszystko i skorzystaliśmy z oferty naszych znajomych. Mieli nam oni załatwić pracę oraz dach nad głową. Pech chciał, że na miejscu zostaliśmy z niczym. Pracy dla nas żadnej nie było, a z mieszkania kazali nam się wynosić. Więc nasz wyjazd od samego początku był bardzo niefortunny. Bardzo szybko skończyły nam się oszczędności i musieliśmy zaciągnąć pożyczkę, by mieć gdzie mieszkać. Pomimo tego, że zaczęliśmy na wielkim minusie, udało nam się jakoś podnieść, oboje znaleźliśmy pracę, wynajęliśmy mieszkanko i jakoś pomału spłacaliśmy zadłużenia. Co prawda pracę mieliśmy bardzo ciężką fizycznie i psychicznie, mieszkaliśmy w totalnej ruderze, ja z racji wieku zarabiałam o połowę mniej za taką samą pracę (w Holandii jest coś takiego jak progi wiekowe), a życie okazało się potwornie kosztowne, tak że nie było nas stać na nic ponadto i byliśmy tam kompletnie sami (z tamtymi znajomymi straciliśmy kontakt bardzo szybko), bez znajomości języka holenderskiego, bez przyjaciół ani wsparcia, ale jakoś sobie radziliśmy. W końcu udało nam się zmienić pracę na lżejszą. I właśnie wtedy spadła na nas nieoczekiwana wieść: będziemy mieli dziecko! Co prawda nie planowaliśmy tego w tamtej chwili, jednak bardzo się ucieszyliśmy. Gorzej, że oznaczało to, że będziemy mieć do czynienia z holenderską służbą zdrowia. Zacznę od tego, że w Holandii nie ma publicznej służby zdrowia. Każdy ma obowiązek być ubezpieczonym przez prywatną firmę, a prócz tego i tak należy płacić za wizyty u lekarzy i badania, ponieważ istnieje takie coś zwane ryzykiem własnym, które trzeba pokryć z własnej kieszeni. A więc wydatki, wydatki, wydatki. Co więcej do lekarza nie można się dostać do 8 tygodnia ciąży, ze względu na możliwość poronienia. A więc czekałam do 8tc i udałam się do szpitala. Nie mogę odmówić mu tego, że był piękny, wyglądał jak galeria handlowa, a nie jak szpital. Szkoda tylko, że przez cały pierwszy trymestr nie robiono mi absolutnie żadnych badań, bo wciąż występowało ryzyko poronienia, któremu nie mają w Holandii zwyczaju zapobiegania, więc robienie badań jest nieopłacalne. No cóż, selekcja naturalna... Kolejna sprawa, że nie miałam żadnego lekarza prowadzącego. Ba, w ogóle tam się nie widziałam z lekarzem. Moją ciążę prowadziły cztery różne położne, każda od czegoś innego. A jak się zapytałam o cokolwiek którąkolwiek z nich, to słyszałam jedynie w odpowiedzi: "a to nie do mnie pytanie, tylko do położnej X, z którą może pani porozmawiać za miesiąc". Generalnie byłam przerażona. Pierwsza ciąża, w dodatku w obcym kraju, wszystko odbywało się po angielsku, co też poważnie ograniczało komunikację, a w dodatku kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Ani ze mną, ani z moim dzieckiem. Czułam się samotna i zaniedbana. Nikt mi niczego nie tłumaczył, nie robili mi żadnych badań. W międzyczasie przylecieliśmy na tydzień do Polski, na ślub mojej jeszcze-nie-teściowej, więc przy okazji postanowiliśmy udać się do polskiego lekarza. Otrzymaliśmy od niego wszelkie potrzebne informacje oraz pełną listę badań jakie powinnam mieć zrobione. Wtedy doszliśmy do wniosku, że ciążę chcemy prowadzić w Polsce. Mieliśmy też na uwadze to, że w Holandii nie mieliśmy odpowiednich warunków mieszkaniowych. Wynajmowaliśmy 22metrowe poddasze, bez kuchni, pralki. Nie mieliśmy łóżka, szafy, ani nawet ocieplonych ścian. W dodatku byliśmy tam zupełnie sami, bez dziadków, wsparcia, pomocy. Nie mieliśmy samochodu, wszędzie przemieszczaliśmy się rowerem. Ponadto gdy w mojej pracy przełożona dowiedziała się o mojej ciąży, zostałam bardzo szybko zwolniona. Umowa mnie w żaden sposób nie chroniła, była to umowa na tydzień z możliwością przedłużania co tydzień, a ja byłam tylko imigrantką z Polski. Nie przysługiwały mi tam również żadne świadczenia, ze względu na zbyt krótki przepracowany okres czasu, więc bardzo szybko skończyły nam się pieniądze, a długi zaczęły się powiększać. Dlatego właśnie, przy pierwszej sposobności wróciliśmy do Polski. Co prawda, tutaj też musimy sobie wszystko poukładać od początku, ale przynajmniej nie jesteśmy sami, nic nie jest nam obce, a ja mam darmową opiekę medyczną a w dodatku bardziej profesjonalną. Wyobraźcie więc sobie moje rozbawienie za każdym razem, gdy słyszę jaka to głupia jestem, że zrezygnowałam z życia NA ZACHODZIE, i sprowadzam na swoje dziecię nieprawdopodobne nieszczęścia :P
A ja na to powiem, nie taki Zachód piękny jak go malują i jednak nie ma to jak w domu :)
Warto mieć jednak przy sobie jednak rodzinę i osoby, które mogą nam zawsze pomóc. Za granicą jesteśmy skazani tylko na siebie. Szczerze mówiąc jestem zszokowana holenderską służbą zdrowia, zupełnie inaczej niż u nas. Niestety opowieści zawsze wydają się takie piękne i kolorowe, a dopiero gdy sami to poznamy mamy zupełnie inne zdanie. Dobrze, że zdecydowaliście wrócić, w Polsce będzie wam lepiej :)
OdpowiedzUsuńBeautiful :) follow for follow ? let me know
OdpowiedzUsuńMasz sliczny kolor wlosow, co do wpisu takie jest zycie nie zawsze jest tak kolorowo. Zawsze myslalam ze Holendrzy sa okay i to Polska jest tym gorszym krajem jednak jak widac sie pomylilam
OdpowiedzUsuńwiesz co ja Ci napisze dobrze zrobiłaś... ogólnie podziwiam Ciebie że w ogóle pojechałaś tam ja bym nie miała takiej odwagi ze względu na język... Zrobiłaś to co uważałaś za słuszne i dobre dla Twojego dzieciątka Ciebie i chłopaka wiadomo na pewno nie będzie łatwo ale razem dacie sobie radę :D trzymam kciuki :D
OdpowiedzUsuńJa mam taka sytuacje, ze jeżdżę z Niemiec do Polski. Tam czekamy na mieszkanie i mam kurs językowy, a w Polsce ginekologa i lekarzy. Założenie jest , że mamy mieszkać w Niemczech ogólnie My tam mamy dobre warunki i mój facet zarabia sporo, ale nie ma to jak w domu. Jak iśc spokojnie do lekarza i wiedzieć wszystko, co mówi, co się dzieje. Rodzina i przyjaciele dają wiele wsparcia, wręcz niezbędnego w takich sytuacjach.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie piszesz, masz świetny styl.
Bardzo Ci współczuje, ze tyle przeszliście, ale dzięki temu jeteście bardziej silni i odporni na różne zdarzenia życiowe. ;)
strongwomeen.blogspot.com - zapraszam ;)
Mieszkam w Holandii już jakiś czas, faktycznie życie tutaj było zdecydowanie lepsze kilka lat temu. Teraz moim zdaniem w Polsce jest o wiele lepiej. Straszne jest zaczynanie życia w innym miejscu od pożyczki, jednak musiałaś być niesamowicie silna iż udało Ci się to jakoś wszystko naprawić, zupełnie w w nowym świecie bez znajomości języka. Mnie osobiście ten próg wiekowy w pracy okropnie denerwuje! Napracuje się człowiek tyle samo, a nawet więcej a pieniędzy otrzymuje znacznie mniej... Nie rozumiem mentalności Holenderskiej służby leczenia, moim zdaniem oni na niczym się nie znają! Choruję od trzech tygodni, a dostałam tylko syrop...i to jeszcze dla malutkich dzieci( mając 16 lat). Natomiast moja siostra, która miewa chroniczne bóle głowy otrzymała tabletki na radioterapię. Brak mi słów! Niesamowicie gratuluję Ci tego, że pomimo tych złych i trudnych momentów jakoś Ci się udało :)
OdpowiedzUsuńWszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. A z tym zachodnim podejściem do wczesnej ciąży ja prawdopodobnie bym dzieci nie miała, bo w obu przypadkach musiałam brać leki od 5-6tc typu luteina, czy duphaston. Mam też znajomą, która przez angielskie podejście do ciąży przejechałaby się na drugi świat, bo po poronieniu nie raczono ją wyłyżeczkować, a nie oczysciła się sama, co się bardzo często zdarza.
OdpowiedzUsuńW pełni rozumiem Waszą decyzję.
Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. A z tym zachodnim podejściem do wczesnej ciąży ja prawdopodobnie bym dzieci nie miała, bo w obu przypadkach musiałam brać leki od 5-6tc typu luteina, czy duphaston. Mam też znajomą, która przez angielskie podejście do ciąży przejechałaby się na drugi świat, bo po poronieniu nie raczono ją wyłyżeczkować, a nie oczysciła się sama, co się bardzo często zdarza.
OdpowiedzUsuńW pełni rozumiem Waszą decyzję.
o kurcze przypro mi ze tak was znajomi wystawili...;/ nie wazne co by ludzie mowili dom to zawsze bedzie Polska :) btw bardzo ciebawy blog, bede czesciej zagladac :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowego posta...Czy warto zmienic swoje zycie? Dla mnie Londyn byl poczatkiem wszystkich najwazniejszych zmian. Zapraszam na nowego posta!
https://brbadventures.wordpress.com/2016/12/03/changes-changes-everywhere/
Kasia
To jestem w szoku i wyjsc z niego nie moge
OdpowiedzUsuńNiestety, nie zawsze jest tak kolorowo, jak chcielibyśmy, a by było…
OdpowiedzUsuń