sobota, 4 listopada 2017

O tym, jak nauczyłam się patrzeć

Powszechnie wiadomo, że rodzice są dla swoich pociech nauczycielami, przewodnikami i wzorami, jednak rodzicielstwo pokazuje nam, jak wiele możemy się nauczyć od naszych dzieci. Myślę, że każda matka bez trudu wymieni kilka takich rzeczy. Takich jak bezinteresowny uśmiech bez powodu. Jak to, że nic nie jest stałe- jednego dnia nasz maluch śpi dużo, by kolejnego szaleć bez drzemki, raz ma apetyt, raz nie, raz pójdzie spać o 20.00 a nazajutrz będzie szaleć do północy, można by tak wymieniać bez końca. Nabieramy także nowego spojrzenia na świat, takiego z perspektywy dziecka. Ja zauważyłam, że nauczyłam się patrzeć.

W dzieciństwie kochałam spacery ze swoim tatą. Jesienią zbieraliśmy kasztany, zimą wybieraliśmy się na sanki i lepiliśmy bałwany, wiosną wypatrywaliśmy jej pierwszych oznak, a latem chodziliśmy od lodziarni do lodziarni. Na pewno każdy ma tego typu wspomnienia. Wtedy na otaczający nas świat, patrzyło się zupełnie inaczej. Wszystko było jakby piękniejsze, wyjątkowe i niepowtarzalne. Zbieranie liści i robienie bukietów, rzucanie się śnieżkami i budowanie igloo, pływanie w basenie w wakacje- taki piękny i beztroski czas, o którym tak łatwo się później zapomina...
Z biegiem lat te wspomnienia się powoli zacierały. Jako nastolatka wciąż chodziłam na spacery, jednak już sama. Nie dostrzegałam niczego wokół. W jesienne wieczory ubierałam się w długi płaszcz i czapkę, brałam ze sobą mp4 i tak przygotowana, ruszałam w drogę. Muzyka na maksymalnej głośności, ciemne, pochmurne niebo, mżawka zacinająca w twarz i wzrok wbity w chodnik. Kierowałam się na najbardziej ruchliwe warszawskie ulice i rozmyślałam.
Potem były spacery ze znajomymi, jednak wtedy skupiało się na wygłupach i żartach. Długich rozmowach podczas spacerów z chłopakiem. Wtedy cały świat zamykał się dla mnie na towarzyszących mi osobach, jakby niczego poza nimi już nie było. Wyjść także było już coraz mniej. Dnie spędzało się u koleżanki popijając tanie wina i smakowe piwa, słuchając ciężkiej muzyki i oglądając horrory do świtu.
W końcu szkoła się skończyła. Przyszedł czas na studia i pracę, a również skończył się czas spacerów. Żyło się od pracy do imprezy, od uczelni znowu do imprezy i nikt czasu nie tracił na jakieś bezcelowe chodzenie! Nie, gdy do wypicia czekały całe litry wszelkich procentowych trunków.
Beztroskie imprezowe życie ustąpiło w końcu stabilizacji po zamieszkaniu z K. Teraz trzeba było utrzymać siebie i dom. Chodziliśmy do pracy, gotowaliśmy, robiliśmy zakupy, sprzątaliśmy, oglądaliśmy filmy, ale jakoś na spacer ciągle brakowało sił.

Gdy urodziła się Julka zaczęło się to zmieniać. Wychodziłam codziennie. Nie przemieszczając się z punktu A, do punktu B, a po prostu chodziłam. Z początku bardzo mnie to nudziło. W końcu ile można chodzić w kółko po parku?! Wolałam jak wychodziliśmy w trójkę, wtedy chociaż mogłam zając sobie czas rozmową. Mimo to, wraz z upływem czasu przyzwyczaiłam się do tego nowego obowiązku i stał się moją chwilą przyjemności w ciągu dnia.
Latem Julka przechodziła jakiś skok rozwojowy i całe dnie płakała, wtedy naszym jedynym wytchnieniem okazały się spacery. Wychodziłam nawet na całe dnie, jeśli to tylko było możliwe, a pogoda nam dopisywała. Delektowałam się ciszą w tym miejskim zgiełku, wygrzewałam się na słońcu i obserwowałam biegające dzieci cieszące się latem. Długie wędrówki weszły nam w nawyk. Miałam czas na rozmyślanie, mogłam chwilę odetchnąć od codziennej bieganiny, a także zaczęłam w końcu patrzeć na to co mnie otacza.
W ciągu ostatnich paru lat każda zmiana pory roku niespodziewanie mnie zaskakiwała. Z mojego punktu widzenia był środek lata, a za chwile zrobiło się zimno, potem było szaro i nagle spadł śnieg. Tym razem, po raz pierwszy od bardzo dawna, towarzyszyłam każdej drobnej zmianie. Widziałam pierwsze kolorowe liście na tle wszechobecnej zieleni. Zachwycałam się polską, złotą jesienią prezentującą całą paletę barw. Byłam przy tym jak pustoszeją place zabaw i jak dzieci w wózkach prezentowały na sobie nowe kurtki i kolorowe kocyki. Co chwilę się zatrzymywałam i robiłam mnóstwo zdjęć, wdychałam wilgotne, chłodne powietrze - umysł się oczyszczał, a ja wpadałam w błogostan.
Teraz kolory ustąpiły miejsca szarości. Podczas ostatniego spaceru napawałam się widokiem gołych gałęzi na tle zachmurzonego nieba i niepokojącym wrażeniem, jakie wywoływało. Liście na ziemi zmieniły kolor na szaro-brunatny i zmatowiały, mimo to udało mi się wyłowić wzrokiem pojedyncze drzewo wciąż prezentujące wszystkie odcienie soczystej żółci. Mijałam starczych ludzi wyprowadzających psy, które ganiały za sobą po trawnikach, oraz faceta z długimi włosami mającego ostronosa na smyczy. Gość z osobliwym zwierzakiem wzbudzał sporą sensację, a jego pupil podbiegał do zdezorientowanych piesków, by je zaczepić. Idąc wzdłuż głośnej, remontowanej ulicy minęła mnie kobieta w spódnicy do kolan, z nosem w książce i papierosem w ręku. W ogóle nie patrzyła na drogę, ciekawa byłam co ją tak wciągnęło, niestety nie udało mi się dojrzeć tytułu. Potem szłam krok w krok z pewną mamą prowadzącą córeczkę w gondoli. Dziewczynka marudziła i płakała, a mamusia uspokajała ją i zabawiała. Wymieniłyśmy pełne zrozumienia spojrzenie i uśmiechnęłyśmy się do siebie, następnie każda poszła w swoją stronę. Wiem o jakiej porze zapalają się latarnie, kiedy nastaje półmrok. Podziwiałam kwiatki w ogródkach i rośliny, których za nic nie potrafiłabym nazwać. Lubię tą późno zimową aurę. Ma w sobie coś przyciągającego... po prostu w codziennym biegu już dawno zapomniałam o tym, że ją lubię.
Niby takie nic, a jednak tak wiele. Drobiazgi, których dotąd nie dostrzegałam. To, jak zmienia się przyroda, to jakich ludzi spotykam. A przecież obserwowanie tego jest tak ciekawe, tak niezwykłe! Jesień jest niezwykła, są dynie i można zakładać swetry które wiele miesięcy czekały w szafie, to czas świeczek zapachowych, gorącej czekolady i herbaty. Czas, gdy można bez (aż takich) wyrzutów sumienia odstawić na bok dietę, w końcu poczekać to może do wiosny! Czas gdy powietrze pachnie tak niepowtarzalnie... Coś czuje, że zima w tym roku również będzie lepsza.
Przez ostatnie pół roku poznałam swoja okolicę praktycznie na wylot, mimo iż do tej pory gubiłam się na każdym kroku. Mieszkam tu już 3 lata, a do tej pory potrafiłam jedynie dojść do okolicznych sklepów i przystanków.
Tak wiele zobaczyłam, odkąd Julka zmusiła mnie do codziennych spacerów. Nauczyłam się patrzeć.



13 komentarzy :

  1. Ja tez o wiele wiecej i uwazniej spaceruje odkad jestem mama. Do trgo stopnia ze niedawno widzialam w naszej okolicy.. zajaca! I to pierwszy raz w zyciu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozytywnie :) Moje spacery z trójką Bąbli do spokojnych raczej nie należą, ale faktem jest, że zaczęłam zauważać wszystkie wiewiórki, ptaszki, kotki, które dotąd pozostawały w ukryciu :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Podczas spacerów z dzieckiem, zaczęłam zauważać wiele rzeczy, na które wcześniej być może nie zwracałam takiej uwagi. Tym bardziej, że synek o wiele rzeczy pyta, chce zobaczyć z bliska, poznać, powąchać. Ze spacerów przynosimy do domu wiele skarbów, z których często robimy jakieś dekoracje plastyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja podczas spacerów zawsze obserwuję, moje córki mnie tego nauczyły...zawsze wypatrza coś ciekawego i zadają setki pytań :) Najbardziej jednak lubimy obserwować zwierzątka, ptaki itp. Dziewczyny zawsze są pełne energii tak więc spacery traktujemy na zasadzie odpoczynku ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozytywną stroną spacerów z dzieckiem jest większy ruch i dotlenianie siebie :) A i zmysły się wytężają :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bardzo polubiłam spacery z pierwszym synem i też mieliśmy taki moment, że jedynie na spacerze był "zadowolony";)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bycie mamą zmienia bardzo wiele, o ile nie wszystko. To niesamowite doświadczenie i wnosi inną jakość w nasze życie.

    OdpowiedzUsuń
  8. super wpis! zazdroszczę bycia mamą (jeszcze wszystko przede mną :D )

    OdpowiedzUsuń
  9. Spacer z dziećmi to super przygoda:0 wypatrzą każdego robaczka w trawie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękny wpis! Czasami tak nam się otwierają oczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czasami mam wrażenie nawet, że to my się więcej uczymy od dzieci niż one od nas! Cudny wpis

    OdpowiedzUsuń
  12. Zgadzam się, ja również odkąd jestem mamą zaczęłam zauważać i rozróżniać pory roku ;) Niesamowite, że mamy aż 4 i każda z nich jest inna i cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękny wpis. Ja również od kiery zostałam mamą, zaczęłam widzieć więcej. Nie tylko tego co mnie otacza, ale widzę więcej w ludziach, więcej życzliwości, więcej chamstwa....
    Od kiedy zostałam mamą, mam oczy szeroko otwarte, lubię patrzeć, by doceniać to co mnie otacza :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Recent Posts

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.