sobota, 4 lutego 2017

Wiadomość o ciąży

Już niebawem finisz. Jeśli córcia będzie się w miarę trzymać terminów, to w przyszłym miesiącu ją zobaczę. W PRZYSZŁYM MIESIĄCU!!! Dopiero co narzekałam, że mi się dłuży i mam wrażenie, że czas stanął w miejscu, a to już nagle zrobiło się tak blisko.
Przywieźliśmy dziś łóżeczko z materacem w końcu. Jeszcze nie jest złożone, ale to już pewnie kwestia dni. Ubranka wszystkie mam już pięknie posegregowane i ułożone (w nowej szafie się nie mieszczą! jak tak dalej pójdzie to szafa cała będzie dla małej, a rodzice będą musieli się z niej wyeksmitować :P ), w przyszłym tygodniu zacznę je prać i prasować. Codziennie przychodzi do nas kurier z kolejnymi zamówionymi elementami wyprawki, więc jak sami widzicie praca wre. Czasu w końcu coraz mniej, a ja mam plan do końca lutego mieć już absolutnie wszystko gotowe, spakowane i przygotowane, by w marcu już tylko leżeć do góry brzuchem i czekać na poród. Skoro jesteśmy na końcówce, to postanowiłam się cofnąć w czasie do samego początku tej drogi i opowiedzieć wam dziś jak to dowiedzieliśmy się o mojej ciąży.

Zacznę od tego, że pojawienie się córci nie było całkowicie zaplanowane. Co prawda myśleliśmy o tym kilka miesięcy wcześniej, jednak wiele się pozmieniało, a nasza sytuacja stała się o wiele mniej stabilna. Wyjechaliśmy zagranicę, gdzie byliśmy kompletnie sami i nic nam się tam nie układało. Wpadliśmy w potworne długi, skakaliśmy z pracy do pracy, a były też okresy bezrobocia niestety (ach te prace tymczasowe dla imigrantów). Większość prac przez jakie się przewinęliśmy była naprawdę koszmarna, a i koszmarnie ciężka. Mieszkanie które udało nam się wynająć też do zdatnych niezbyt należało. No więc sytuacja nieciekawa i niepewna. Tym bardziej, że w momencie mojego zajścia w ciążę przebywaliśmy zagranicą raptem... 2 miesiące! Za krótko by jakikolwiek pracodawca chciał mnie zatrzymać i za krótko byśmy się kwalifikowali do jakiejkolwiek zapomogi. Ale historię o tym możecie przeczytać w dwóch moich poprzednich wpisach: o ciąży na emigracji i o bezrobociu.

A historia miała być o tym, jak się dowiedzieliśmy o pojawieniu się naszego dziecka. Nie było to jak na filmach, gdy przyszła mama rano ukradkiem robi test ciążowy, potem wymyśla jakiś oryginalny sposób by w odpowiedniej chwili powiedzieć o tym partnerowi... Nie.

Po pierwsze nie domyślałam się bardzo długo. Brak miesiączki mnie nie zaniepokoił, ponieważ miałam je bardzo nieregularnie i często zdarzał się miesiąc bez. Mdłości też nie miałam. Generalnie czułam się całkowicie normalnie, nic mi ciąży nie zwiastowało. Dopóki nie przestałam się mieścić w nowy stanik. Zaczęłam się zastanawiać, czy ból piersi i to, że zrobiły się większe w połączeniu z brakiem miesiączki nie oznacza przypadkiem właśnie ciąży. Na początku to też zignorowałam, ponieważ często był to po prostu sygnał nadchodzącego okresu, i tak to zinterpretowałam. Porozmawiałam z chłopakiem i postanowiliśmy dać jej jeszcze tydzień na pojawienie się, a jeśli tak się nie stanie, kupujemy testy. W efekcie o moim błogosławionym stanie (nie wiem kto wymyślił ten zwrot, ale na pewno był facetem) dowiedzieliśmy się gdy byłam już w 7 czy 8 tyg.
Minął tydzień. Mnie już od dwóch dni nosiło z niepewności. Nie mogłam się doczekać by w końcu poznać prawdę: jestem w ciąży, czy jednak nie? 
A co się w tym czasie działo w mojej głowie? Ciężko powiedzieć. Byłam na pewno podekscytowana i zdenerwowana. Z jednej strony w sumie chciałam i się cieszyłam, a z drugiej byłam kompletnie przerażona i miałam nadzieję, że to nie to. Jednak przyznam wam się, że gdzieś głęboko byłabym bardzo zawiedziona, gdyby okazało się, że w ciąży nie jestem. Czyli generalnie miałam potworny mętlik w głowie.
Nie było nad czym się więc dłużej zastanawiać: w pewien sierpniowy poniedziałek wybraliśmy się po pracy rowerami do holenderskiego odpowiednika Rossmana i kupiliśmy 2 testy ciążowe (dla pewności). Z kolei po powrocie do domu nie mogłam się zebrać by pójść i go zrobić... Nagle opuściła mnie cała odwaga. W końcu mój K. pogonił mnie do łazienki, więc grzecznie się tam udałam. Po chwili wyszłam z testem w ręku, na którym od razu wyskoczyły mi grube i wyraźne dwie krechy klnąc pod nosem. Pokazałam go chłopakowi, który wynik przyjął w całkowitym spokoju, tak jakby nie spodziewał się niczego innego. A przynajmniej tak to wyglądało. Z tego co z nim później rozmawiałam okazało się, że w środku nie był aż taka oazą spokoju, jaką się wydawał. Ja za to, byłam całkowicie roztrzęsiona. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Nie wiedziałam co dalej. W głowie setki pytań, przerażenie, niepewność, lęk przed nową sytuacją, no i przede wszystkim niezbyt odpowiednia chwila. Całe szczęście, że ciąża trwa 9 miesięcy, bo nie wiem co by było, gdybym miała wtedy już rodzić...
Mój partner w totalnym milczeniu grał sobie na komputerze, a ja odchodziłam od zmysłów zadając mu milion różnych pytań, o to jak to wszystko rozwiązać, jak sobie poradzimy, jakie mamy teraz plany itp. Zaczęliśmy się zastanawiać jak załatwić tam lekarza i całe prowadzenie ciąży (w kwestiach służby zdrowia holenderskiej byliśmy absolutnie zieloni), totalnie nie wiedzieliśmy jak to wygląda, gdzie mamy iść i co będzie potrzebne. Nie wiedzieliśmy też czy powinniśmy tam zostać, czy może jednak wrócić do Polski. W zasadzie to nic nie wiedzieliśmy. Po kilku godzinach poszłam zrobić drugi test dla pewności, jednak już nie spodziewaliśmy się innego wyniku. Po kolejnym pozytywnym teście postanowiliśmy powiadomić rodzinę. Jakoś nie umieliśmy poczekać i zachować tego dla siebie (ha, mówię cały czas "MY", ale prawda jest taka, że to mnie nosiło jak cholera). Przyszli dziadkowie zareagowali różnie. Jednak trudno im się dziwić, my sami nie byliśmy pewni naszej reakcji, więc oni też nie wiedzieli co myśleć, gdy zaatakowaliśmy ich takimi wieściami :P

Jak już wspominałam, nie była to ciąża ani wyczekana ani całkowicie zaplanowana, jednak mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że  na pewno nie była niechciana. Nie jesteśmy głupi, byliśmy całkowicie świadomi że to może się zdarzyć i w jakiś sposób byliśmy przygotowani na to, że kiedyś to nastąpi. Co prawda mieliśmy nadzieję, że trochę później, a nasza sytuacja będzie stabilniejsza, jednak tutaj zawiniło też nasze zaniedbanie. Dziecka jak najbardziej chcieliśmy, tylko może nie do końca w tym momencie. Nawet o tym nieraz rozmawialiśmy, a dla chłopca mieliśmy już wybrane imię.
A co do odpowiedniej chwili... Gdy się tak nad tym zastanowiliśmy, to pewnie czekając na "dobry moment" obudzilibyśmy się nagle mając 35 lat, albo kto wie, stwierdzili że najpierw zrobimy remont mieszkania/ wymienimy samochód/ zmienimy pracę... Cokolwiek. Chyba nie ma czegoś takiego jak odpowiednia chwila. Jesteśmy dorośli, młodzi, zdrowi i kochamy się.  
Czy istnieje lepszy moment?
Tak więc, niepewni, przerażeni, ale też ucieszeni zaczęliśmy porządkować swoje życie i głowy pod pojawienie się nowego członka rodziny...

Zazwyczaj rodzicielska droga zaczyna się właśnie od wykonania testu ciążowego, tak jak to było u mnie. Oczywiście pomijamy etap starań o dziecko i przechodzimy bezpośrednio do chwil, gdy te starania (umyśle lub nieumyślne) dochodzą do skutku i w naszym ciele zaczyna rozwijać się nowe życie. Mam dla was mega przyjemny artykuł właśnie o wspomnianych testach. Bo w sumie, ile faktycznie wiemy o diagnozowaniu ciąży? Czy którejś z was zdarzyło się, że test pokazał błędny wynik? A może ktoś wcale z nich nie korzystał i od razu udał się do lekarza? Jakie są rodzaje testów i sposoby diagnozowania ciąży? Zapraszam was kochani TUTAJ -> https://drogadosiebie.pl/test-ciazowy/

A jak u was było? Jak na filmach czy może zupełnie inaczej? Opowiedzcie mi swoje historie w komentarzach :) 

24 komentarze :

  1. Powodzenia życzę! Cudowne chwile przed Tobą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja była zaplanowana, po "bożemu", poślubie, także mama mnie nie zabiła :D
    każda ciąża jest szczęściem, a na pewno szczęściem jest już w momencie, kiedy ten bobas uśmiechnie się do nas!
    Gratuluje jeszcze raz! coś się kończy i zaczyna, a wy zaczynacie nową, o wiele ciekawszą drogę :)
    ps. moja szafa tez przestala byc moją. Moja 3 miesięczna córka ma wiecej ubranek niz ja!
    ps 2. pamietaj aby za duzo nie kupowac ubranek, ja czesci nawet nie zalozylam bo dziecko rosnie tak szybko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kupiłam ani jednego ubranka, wszystko dostałam ;) a i tak pewnie części nie zdąży nawet założyć... a szkoda, bo wszystko takie ładne

      Usuń
  3. I tak, to prawda nigdy nie ma odpowiedniej chwili na taką zmianę, jaką jest bobas :). Zawsze jest coś do zrobienia, aby maleństwu było lepiej. Zawsze można zarabiać więcej, mieć stablilniejszą pracę, dom bo mieszkanie jest zbyt małe, prawda? U mnie jak czytałaś było podobnie, mimo planowania malucha także czułam niepewność i strach :). Dziś wiem, że nie mogłobyć lepszego momentu! Jeszcze miesiąc, no to zaczynamy odliczanie i czekany :D buziak!

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu gratulacje :)
    Ja nie wiem jak to jest, ale wasza historia naprawdę otwiera oczy :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem czy mogę zapytać... podzieliłabyś się informacją jaką metodę antykoncepcji stosowaliście? może popełniliście jakiś błąd? Pytam bo chciałabym się przestrzec przed takim błędem, lub lepiej się zabezpieczać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed wyjazdem do Holandii brałam proszki antykoncepcyjne. Jednak po wyjeździe tam nie miałam lekarza ani ubezpieczenia zdrowotnego ani pieniędzy, więc przestałam je brać: i właśnie dlatego mówię, że to nasze zaniedbanie.

      Usuń
  6. Chwila gdy ujrzałam swoje Malenstwo zapamietam do konca zycia :) do tego zaczelo sie na Dzien Ojca a urodzila dzien pozniej na moje urodziny. Wymarzony prezent :) czeka Cie niesamowite przezycie :) nie boj sie porodu to Twoj czas :) najpiekniejszy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chwila gdy ujrzałam swoje Malenstwo zapamietam do konca zycia :) do tego zaczelo sie na Dzien Ojca a urodzila dzien pozniej na moje urodziny. Wymarzony prezent :) czeka Cie niesamowite przezycie :) nie boj sie porodu to Twoj czas :) najpiekniejszy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiadomość o pierwszej ciąży to był magiczny czas. Nie mogłam uwierzyć :). Nie przygotowałam nic super specjalnego po prostu zrobiłam śniadanie i dałam partnerowi test włożony do ozdobnego woreczka :). Planowaliśmy dzidziusia, wiec ta wiadomość obojga bardzo nas ucieszyła :). Trzymam kciuki za te ostatnie tygodnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja marzę o tym, aby trzymać w dłoni taki test. Być może dla Was to nie był najlepszy moment, ale dziecko to skarb więc jakby nie patrzeć teraz jesteś najbogatszym człowiekiem na świecie :) Życzę powodzenia, tak szczerze. I trochę zazdroszczę, ale tak pozytywnie oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdy ja zobaczyłam pierwsze dwie kreski nie mogłam uwierzyć, nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Dziś wiem, że to była najwspanialsza wiadomość w moim życiu.

    OdpowiedzUsuń
  11. No wlasnie, mam wrażenie że nigdy nie ma dobrego momentu. Gratuluję! Oby poród byl szybko i latwy, a maluch zdrowy!! ::

    OdpowiedzUsuń
  12. Moja ciąża była długo wyczekiwana. 5 lat ciągłego leczenia, gdzie lekarze nie dawali nam już szans na naturalne poczęcie dzieciątka. Pierwszym objawem był okropny ból piersi. Od razu wiedziałam, że "coś jest na rzeczy" :-), ponieważ nigdy w życiu mnie piersi nie bolały. Od razu zrobiłam test ciążowy. Potem zrobiłam kolejny, bo uznałam, że jest pewnie przeterminowany albo coś w tym stylu. Pomimo tego, że czekaliśmy na ten moment nie mogłam w uwierzyć w to, że ten dzień nadszedł. I teraz jestem szczęśliwą mamą bliźniąt, które skończyły niedawno 2 latka. Macierzyństwo to nie łatwa sprawa, ale wiele Was nauczy i zaczniecie z innej perspektywy patrzeć na życie. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojej, tylko miesiąc do rozwiązania? To prawie już! :) Czasem lepiej jest zajść w ciążę "z zaskoczenia" poniekąd, niż odkładać decyzję w nieskończoność, i obudzić się jako bezdzietna 40- latka.

    OdpowiedzUsuń
  14. Życzę, aby Córcia trzymała się terminu, no i...lekkiego rozwiązania ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Faktycznie trudne chwile za Wami, ale teraz musi być już tylko lepiej! Dokładnie wiem o co chodzi z pracą w Holandii - praca ciężka, nieraz wyzysk za nieduże pieniądze i brak stabilności. Dobrze, że wróciliście - bo z tego co kojarzę, jesteście w Polsce? ;)
    Moja ciąża była planowana i chciana, chociaż poźniej, jak już Zosia była na świecie często nachodziły nas myśli, czy dobrze postąpiliśmy, czy nie za szybko zapadła decyzja o dziecku. Ale wiemy, że nie zmienilibyśmy już niczego :) Tak miało być i jest cudownie <3 Czasem po prostu człowiek jest zmęczony...

    OdpowiedzUsuń
  16. Pierwszy synek był wyczekiwany wymodlony itp.... drugiego bardzo ja pragnęłam czułam ogromną potrzebę by znów być w ciąży trzecie było planowane owszem ale miało być w późniejszym terminie wyszło jak wyszło cieszę się barzo że mam trzech wspaniałych synków :D

    OdpowiedzUsuń
  17. U mnie też nie było planowane, ale proszę nie mylić wpadka. Pierwszy syn miał być rok później, ale jakoś nie mogliśmy się powstrzymać hahaha, natomiast drugi syn miał być 2 lata wcześniej i jak już odpuscilismy to BUM ciąża! :) A jeśli chodzi o informacje o ciąży to podobnie jak u ciebie w obu przypadkach. Brak miesiączki u mnie nic mi nie zapowiadał bo mam nieregularne, a raczej miałam bo w końcu wszystko wróciło do normy. Były łzy wzruszenia ale i obaw. A dziś jestem mamą dwoch chlopaczkow :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Szczęśliwego rozwiązania życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Idealnie zatem, że tak wyszło :) ja tam jestem zdania, że lepiej mieć dzieciaczki wcześniej niż później - w końcu kiedyś przyjdzie czas na naszą drugą młodość ;)!

    OdpowiedzUsuń
  20. he he, to ci historia. Ech, dobrze, że nie byłaś takim przypadkiem, który to dowiaduje się o ciąży podczas porodu ;) :D

    OdpowiedzUsuń
  21. U mnie zarówno pierwsza jak i druga ciąża były zaskoczeniem. O pierwsze dziecko staraliśmy się dość długo i mieliśy za sobą dwa niepowodzenia i kiedy już odpuściłam to się udało. O tym, że jestem w ciąży wiedziałam bardzo szybko i to bez robienia testów. Znam swój organizm. Obcena ciąża nie była do końca planowana, mniej więcej jak u Was. Chcieliśmy drugie, ale nie sądziliśmy, że zmajstrujemy je tak szybko. Teraz jestem w 25 tygodniu i nadal przyzwyczajam się do myśli, że jestem w ciąży. A test zrobiłam dla spokojności, rano jak męża nie było w domu. Kiedy wrócił dostał ode mnie małe ozdobne pudełeczko. Był zaskoczony i przerażony...

    OdpowiedzUsuń
  22. U mnie każde dwie kreski planowane. Na najmłodszą czekaliśmy ponad rok zanim pojawiły się ;)

    OdpowiedzUsuń

Recent Posts

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.