poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Ludzie o dobrym sercu, którymi możemy być my

Odkąd zaszłam w ciążę mam straszny problem z czytaniem książek. O swoim błogosławionym stanie dowiedziałam się kończąc pozycję S. Kinga, które w tamtym czasie pochłaniałam nałogowo. Niestety, dotarcie do ostatniej strony stanowiło dla mnie nie lada wyzwanie. Myślałam tylko o nowej sytuacji w jakiej się znalazłam i o malutkim życiu, które się we mnie rozwija. Ale w końcu udało się. Przez kolejne kilka miesięcy nawet nie tknęłam żadnej powieści, a czas wypełniłam czytając blogi parentingowe i fora dla mam, starając się jak najlepiej przygotować do roli rodzica. Skrupulatnie odrabiałam zadania domowe, ale gdy próbowałam przeczytać jakąś książkę, okazało się, że nie potrafię się skupić. Każde zdanie czytałam po kilka razy, by dotarł do mnie jego sens, a po 20 stronach, byłam już tak zmęczona, że mój mózg całkowicie odmawiał posłuszeństwa.
Postanowiłam darować sobie, mimo iż wcześniej książki wręcz pochłaniałam, zamiast jedynie czytać. Cóż, mówi się trudno. Jedyne, co udało mi się na raty przerobić, to Bajki terapeutyczne dla kobiet w ciąży. Po porodzie natomiast jakoś ciągle brakowało czasu, albo siły. I tak mijał miesiąc za miesiącem, a mi udało się w bardzo powolnym tempie przebrnąć przez raptem 2 książki. Aż niedawno w moje ręce wpadło coś, co pochłonęłam w ciągu dwóch dni i nie mogę się oprzeć by wam o tym nie napisać.

Pozycję tę znam z polecenia. OD WAS. To właśnie wy, moje czytelniczki, w ciągu kilku dni poleciłyście mi ją tyle razy, że w końcu zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi, czemu każdy o tym mówi. Jest to książka "Zatrzymać dzień"

Przyznam wam się bez bicia, że długo się przed nią wzbraniałam. Sprawdziłam sobie w internecie o czym ona jest, po czym postanowiłam, że jej nie kupię. Co przyjemnego może być w czytaniu o chorych dzieciach? Polecają taką książkę matce? Czy chcą mi rozerwać serce na kawałki?
Ale wiadomości od was wciąż napływały. "Polecam ci", "Musisz to przeczytać!", "Pełna optymizmu(...)". Pełna czego?? Jak opowieść matki o chorobie nowotworowej dziecka może być pełna optymizmu? W końcu wygrałyście. Postanowiłam ją zamówić i zobaczyć, o co tyle hałasu. 
I tu pojawiło się pierwsze zaskoczenie. Nie mogłam jej znaleźć w żadnej księgarni internetowej, ani na allegro, ani na żadnych aukcjach. To jak mam ją niby przeczytać, skoro nigdzie nie mogę jej kupić? Zdezorientowana wpisałam tytuł w wujku google, który przekierował mnie na stronę www.zatrzymacdzien.pl. Tam znowu zostałam zaskoczona, tym razem bardzo pozytywnie. Nigdy nie widziałam, by zamówienie książki przebiegało właśnie w taki sposób i całość okazała się mocno intrygująca. Już po samej formie nabycia, byłam bardzo ciekawa treści. 
Książka w końcu dotarła... i spędziła półtora miesiąca na półce. Za nic nie potrafiłam się wziąć, zmobilizować i jej zacząć. Przyznam też, że trochę się bałam. Nie chciałam czytać o raku, a już na pewno nie o tym, dotykającym takie małe dzieci. Ale coś się zmieniło.

Dowiedziałam się, że 5 miesięczny synek mojej koleżanki walczy z nowotworem. Musze wyznać, że na początku starałam się nie przyjmować do siebie tej wiadomości. Dostawałam na bieżąco relacje o zabiegach jakie przeprowadzają, o wszystkich wynikach, a na końcu o diagnozie. Mimo to bardzo starałam się o tym nie myśleć. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić... Coraz częściej zastanawiałam się, co musi czuć ta koleżanka, jak sobie radzi, czy faktycznie jest poważnie. Wtedy też postanowiłam zetrzeć półtora miesięczną warstwę kurzu z książki i zacząć lekturę. Skończyłam następnego dnia. Naładowana ogromną ilością pozytywnej energii.
Nie będę wam nic streszczać, tego nie da się opowiedzieć. Musicie to przeczytać sami!
Powiem tylko, że jest to pozycja bardzo nietypowa, motywująca i naprawdę optymistyczna. Przede wszystkim mówi o ludziach dobrego serca i sprawia, że odkrywamy ich w sobie. Pokazuje piękne i silne osobowości oraz człowieka z jego najlepszej strony. Nie została wydana przez żadne wydawnictwo, dlatego nie mogłam jej znaleźć w żadnej księgarni, jednak zdobycie jej jest bardzo proste. Jeśli nie jesteście pewni, czy chcecie się zdecydować, zajrzyjcie przynajmniej na stronę www.zatrzymacdzien.pl i dopiero wtedy sami zdecydujecie. Od siebie powiem, że warto i gorąco ją POLECAM!!!!
Wiem, że część z was ma jej lekturę już za sobą. W końcu to dzięki wam, moim czytelnikom, dotarła do niej informacja o tej niezwykłej książce. Ten kto czytał, proszę, niech się wypowie w komentarzu. A ten kto nie czytał, niech spróbuje. Albo chociaż wejdzie na ich stronę przed podjęciem ostatecznej decyzji.

Teraz chciałabym wrócić do mojej koleżanki. Kamila jest mamą 5 miesięcznego Wojtusia. Chłopiec jest raptem tydzień starszy od mojej Julki. Ponad miesiąc temu trafili do szpitala ze względu na powiększone węzły chłonne. Przez jakiś czas wykonywano mnóstwo badań i szukano przyczyny. W końcu znaleźli. Chłoniak wielokomórkowy anaplastyczny. Jest to nowotwór układ chłonnego, który jest częścią układu limfatycznego. Potrafi on już w kilka godzin zasiać spustoszenie w całym organizmie. Wojtuś jest już po pierwszej dawce chemii. Każdy z nas chyba wie, jak wpływa ona na organizm człowieka, szczególnie tak malutkiego. Czeka go dalsza chemioterapia i sterydoterapia, a co dalej to się okaże. Niestety, jest to bardzo groźna choroba, nawet po wyleczeniu może nawrócić w tej lub w innej postaci. Nowotwór ten zwykle nie atakuje tak małych dzieci, w dodatku Wojtek ma bardzo rzadki rodzaj chłoniaka.
O tym jak czuje się w tej chwili Kamila, jego mama, nie będę pisać. Możecie to sobie spróbować wyobrazić... Spójrzcie na wasze pociechy i pomyślcie o tym.
Wraz z koleżankami postanowiłyśmy im pomóc. Organizujemy aukcje, z których zysk pójdzie na leczenie Wojtusia, oraz zgłoszeni już są do fundacji, która organizuje dla nich zbiórkę. Teraz próbujemy nagłośnić sprawę. Póki co panuje trochę chaos, dopiero zaczynamy to wszystko aranżować, czekają nas dalsze kroki i długa droga. Ale już teraz można pomóc. Gdyby każdy wysłał chociaż 1zł to na koniec ukaże się suma, dzięki której Wojtuś będzie miał zapewnione leczenie. Nie bądźcie obojętni. Przynajmniej udostępnijcie i poślijcie tą informację dalej w świat.
Na koniec powiem wam, że nigdy nie byłam osobą, która jakkolwiek angażowała się w pomoc charytatywną. Przyznam, że jakoś to do mnie nie przemawiało. Nie ufałam tym wszystkim fundacjom ani organizacjom. Nie miałam pojęcia ile trafia do dzieci, a ile do łap innych osób. W dodatku tak wiele jest chorych dzieci i każde potrzebuje pomocy. Przecież nie da się pomóc wszystkim na raz! W dodatku większość akcji z jakimi się spotkałam dotyczyły rehabilitacji itp, a nie samego ratowania życia. Jakoś mnie to wszystko zniechęcało. Sprawa się zmieniła, gdy choroba dotknęła kogoś, kogo znam. I gdy faktycznie mogę dołożyć cegiełkę do uratowania ŻYCIA tego chłopca, który ma je jeszcze całe przed sobą. Nie wiem, czy macie zwyczaj angażować się w coś takiego. Ale proszę, jest to prawdziwy chłopiec, którego znam, który walczy o życie w klinice we Wrocławiu. Każda złotówka się liczy.

15 komentarzy :

  1. Każda choroba, ktora dotyka dziecko to ogromny bol dla rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  2. Karola dziękuję ��������

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z kolei w ciąży miałam obsesję czytania. Nadrobiłam 5 lat w każdej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam kciuki za Wojtusia! Choroba dziecka to niewyobrażalny ból dla rodziców.
    Niezwykle trudno znaleźć pozytywne aspekty takiej tragedii, więc książka, którą opisujesz zaintrygowała również mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że z tak silną ekipą wspierającą, Wojtuś będzie bardzo silny i pokona chorobę! Choroba dzieci, szczególnie maleńkich jest dla mnie tak potwornie niezrozumiała :(
    W moje ręce też trafiła książka, z polecenia, o chorobie dziecka Ślady małych stóp na piasku Anne-Dauphine Julliand, przy której płakałam wielokrotnie, ale która pokazywała, że śmiertelną chorobę można oswoić tak bo każdy dzień dla dziecka był tym najpiękniejszym...

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymam kciuki za Wojtusia I jego rodziców! Córeczka mojej koleżanki też walczy z nowotworem... To najstraszniejsza rzecz na świecie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaintrygowałaś mnie, choć moja pierwsza myśl to chyba nie dam rady czytać o czymś tak trudnym, jak nowotwór dziecka, ale widać musi być coś niezwykłego w tej książce skoro napawa optymizmem.

    OdpowiedzUsuń
  8. To straszne, kiedy tak małe dziecko tak poważnie choruje... Nie wyobrażam sobie jak ogromny to ból dla rodziców. Trzymam kciuki za powrót do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaintrygowała mnie i z chęcią przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja karmiąc starszaka łykałam. Nawet biografię Stalina przeczytałam. A choroba u dziecka to zawsze wielki ból.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdrowia, zdrowia, zdrówka dla dzielnego Wojtusia i jego rodziców!! Choroba dziecka to chyba największy ból dla tych którzy kochają go najmocniej.

    OdpowiedzUsuń
  12. Książki dla mnie to nałóg. Jakiś w sumie trzeba mieć. Chętnie ja przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam nadzieję, że Wojtuś wróci do zdrowia. Czasami zdarza się, że nowotwór znika, mam nadzieję, że będzie tak też w tym przypadku. I dużo siły i energii dla bliskich osób, najgorsze, co można zrobić, to się poddać.

    OdpowiedzUsuń
  14. I ja jestem zaskoczona, że książka jest tak optymistyczna - sama miała wyobrażenie jej raczej w drugą stronę...

    OdpowiedzUsuń

Recent Posts

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.