środa, 4 października 2017

Dobra organizacja, a macierzyństwo

Szczerze podziwiam osoby, które mają więcej niż jedno dziecko i są w stanie wszystko pogodzić. Naprawdę, ogromny szacun i ukłon w Waszą stronę. Nie wiem jak to robicie, czy macie jakieś nadprzyrodzone zdolności, nie jestem pewna jak to jest w ogóle możliwe. Jakim cudem jesteście w stanie zaprowadzić jedno do przedszkola, przygotować mu śniadanie, z tego przedszkola odebrać, zrobić obiad dla całej rodziny, zakupy, zaliczyć spacer, posprzątać, zabawiać malucha, przy którym jest też ogrom pracy... Podobno im więcej się ma zajęć, tym łatwiej wszystko zorganizować. Coś w tym jest, jednak nie wiem do jakiego stopnia. Im więcej mam do zrobienia, tym bardziej przestawiam się na tryb zadaniowy. Lista "to do" w rękę i do przodu. Mimo to się nie wyrabiam, dlatego nie wiem, jak wy to robicie... Może zdradzicie mi jakiś sposób?

Dzisiaj trochę o organizacji. Jak każdy rodzic wie, to jedna z podstawowych spraw, o którą należy zadbać po narodzeniu malucha. Koniec sielskiego życia. W ciąży samopoczucie bywa oczywiście różne, jednak to jest właśnie też okres w życiu, gdy można się za wszystkie czasy wyspać, a każdy wokół nas skacze. Ja nie musiałam chodzić sama do sklepu, nosić zakupów, a gdy gorzej się czułam to cały dzień leżałam oglądając filmy i popijając herbatę. To było życie, haha!
Potem cały mój świat wywrócił się do góry nogami, gdy pojawiła się moja córka. Na początku byłam przerażona, nie wiedziałam czy sobie poradzę. Karmienie, pieluszki, kąpiele, obcinanie paznokci, higiena, kremy, sposób trzymania- wszystko było dla mnie nowe. Każdego dnia musiałyśmy uczyć się siebie nawzajem. Z każdym następnym tygodniem było coraz lepiej, jednak wciąż pamiętam jak na przykład za każdym razem, gdy chciałam coś zjeść Jula zaczynała płakać. Miałam wrażenie, że ma jakiś czujnik, czy radar. Gdy tylko brałam jedzenie do ręki, zaczynał się wrzask, tak jakby za wszelką cenę nie chciała dopuścić by cokolwiek trafiło do moich ust. Były takie okresy, gdy przez calutki dzień nie dawała się odłożyć. Nie musiałam chodzić, czy jej nosić, wystarczyło że leżałam na łóżku z nią na rękach/kolanach. Nie mogłam się ruszyć, a K.  musiał przynosić mi jedzenie do łóżka, żebym z głodu nie padła (nie wyobrażam sobie w takiej sytuacji mieć jeszcze jedno dziecko, które wymaga twojej uwagi- dziewczyny, podziwiam Was). Obiady robiliśmy na raty- ja zaczynałam, przygotowywałam i wstawiałam wszystko... a potem K. musiał dokończyć, bo wracałam do karmienia, noszenia i tulenia. Mimo wszystko bardzo dobrze wspominam ten czas. Wiele godzin spędzałyśmy z Julą w łóżku na wspólnym karmieniu i przytulaniu, a ja mogłam się bez końca wpatrywać w tą maleńką buzię. Wtedy dużo spała, więc o wiele łatwiej było mi znaleźć czas na bloga, odpoczynek czy sprzątanie. Gdy nie spała, była mało aktywna: potrafiła dwie godziny patrzeć się na żyrandol albo na inne nieokreślone przedmioty i leżeć spokojnie. Wtedy już miałam wszystko ogarnięte na tip top! Miałyśmy swój rytm dnia, potrafiłam pogodzić dom i zajmowanie się Julką, a nawet znaleźć w tym wszystkim czas dla siebie, taka byłam zorganizowana!!

Jeżeli czegoś nauczyłam się w czasie bycia mamą, to tego... że wszystko może z dnia na dzień się zmienić, więc lepiej się nie przyzwyczajać. Przy dziecku nic nie jest stałe i niezmienne. 

W końcu przyszedł moment, gdy Julka przestała spać. Nagle, z dnia na dzień. Przez mniej więcej (chyba) miesiąc nie robiła w ogóle drzemek w ciągu dnia. Czasem na 5minut przysnęła na moich rękach, ale to tyle. Przez pierwsze dni byłam totalnie zagubiona. "I co teraz? Przecież ona nie śpi!"
Przetrwałam to. Odeszło w zapomnienie tak samo niespodziewanie jak się pojawiło. Po prostu pewnego dnia zrobiła sobie drzemkę... i tak już zostało. Przyjęłam to z ogromną ulgą.

Przez kolejne miesiące zmiany były bardziej subtelne. Jula stawała się coraz aktywniejsza, oraz wymagająca coraz większej ilości uwagi. Działo się to jednak stopniowo, więc mogłam powoli się do tego dostosować. Miałyśmy swój rytm, godziny karmienia, spacerów, drzemek, wszystko miałam zorganizowane. I udało się zrobić zakupy i obiad i posprzątać i nawet się spotkać z koleżanką. No luksusy, mówię wam! Pół dnia spędzałyśmy na powietrzu, czytałam książkę za książką i jakoś to wszystko działało. Może czasu miałam mniej niż na początku, bo Julka stała się bardzo absorbująca, jednak byłam w stanie to wszystko ogarnąć.

Ostatnio w naszym życiu znienacka pojawiły się kolejne zmiany. Wiele spraw nałożyło się w tym samym czasie. Julka zaczęła siadać, dzięki czemu częściej potrafi się sama sobą zająć i się bawić. Jednocześnie stała się też bardziej mobilna, więc nie mogę jej ani na chwilę spuścić z oczu. Dawniej mogłam wyjść z pokoju i zrobić obiad czy porządki, teraz muszę ją cały czas pilnować. Barykada z kołder, poduszek i innych rzeczy przestaje się sprawdzać, ponieważ Jula przez nią przechodzi, na podłodze jej nie zostawiam ze względu na psa (kupiliśmy bramkę, która już do nas idzie, więc ten problem powinien zostać niedługo rozwiązany). Pojawiły się także dwie dolne jedynki, więc było sporo płaczu i bólu przy wyżynaniu. W dodatku chyba właśnie zaczął się lęk separacyjny... Julka od początku była przylepą mamusi, ostatnio jednak to stwierdzenia weszło na wyższy poziom. Albo i kilka poziomów wyżej. Gdy tylko znikam jej z oczu jest ryk. Tatuś może ją nosić, bujać i zabawiać, niestety bez skutku. Wystarczy, że z nią na rękach przyjdzie do mnie (tam gdzie akurat gotuje czy rozwieszam pranie) i nastaje cisza. Największy wrzask, któremu tata próbuje zaradzić znika w ułamku sekundy, gdy tylko wezmę ją na ręce. Czasem wystarczy, że zajrzę do pokoju, by na tej małej buzi zagościł uśmiech, a po powrocie do obowiązków, ponownie zaczyna się festiwal lamentów. Przyznam w sekrecie, że trochę mi schlebia, że jest taka do mnie przywiązana, aczkolwiek z dnia na dzień coraz bardziej utrudnia nam to życie. W dodatku zaczęłyśmy rozszerzać dietę (o naszych początkach możecie przeczytać w >TYM< poście). Matka masochistka wymyśliła sobie, że nie będzie podawać córce gotowych słoiczków- będzie sama gotować, zdrowo, z najlepszych produktów i stosować metodę BLW. Nie dość więc, że nie mogę jej spuścić nawet na sekundę z oczu, tak by nie spadła z łóżka, przechodzi ząbkowanie, musi mieć cały czas widzieć i dotykać, bo inaczej panikuje... to jeszcze dołożyłam sobie roboty. Rano muszę przygotować śniadanie, w dodatku tak sprawnie, by Jula nie zdążyła sobie nabić guza. Po wszystkim sprzątanie tego bałaganu: zapieranie ubrań, mycie krzesełka, podłogi, oraz samego dziecka. Zabawa na kolejne pół godziny minimum. Potem wybrać się po zdrowe produkty, nie wystarczy więc iść do osiedlowego marketu, muszę udać się na wyprawę w sprawdzone i zaufane miejsce, potem wrócić stamtąd, ugotować obiad, pilnować młodej w czasie jedzenia i ponownie sprzątać, zapierać, myć i kąpać. Na same czynności związane z posiłkami Julki poświęcam około 2-3 godziny dziennie. Jeszcze to wszystko wpasować w pory karmienia mlekiem, drzemek, najlepiej jeszcze wyjść na spacer, zrobić resztę zakupów, samej coś zjeść, doprowadzić mieszkanie do porządku, czasem wypada się też umyć... Powiem wam, że na prawdę nie wiem, jak ja to ogarnę. Prania mam kilka razy więcej niż wcześniej, bo teraz Jula jest przebierana średnio 4-5 razy dziennie (w większości za zasługą brudzenia się jedzeniem), ze zmywaniem podobnie. Pralka i zmywarka chodzą cały czas, a mimo to z zlewie zalega sterta naczyń, a w koszu pełno przechodzonych ubrań. Mieszkanie wygląda jak po przejściu tornada mimo iż sprzątam kilka razy dziennie- gdy tylko znajdę na to chwilę. Nie nadążam z myciem podłóg po posiłkach, nie umiem w ten schemat włożyć zakupów, spacerów, załatwienia czegokolwiek nadprogramowego, o przyjemnościach typu książka nie wspominając...

Wiem, że to minie. Przeżyłam to już. Na początku każdego nowego etapu czułam się podobnie, a w końcu uczyłam się funkcjonować, poprawiałam swoją organizację i panowałam nad wszystkich do chwili pojawienia się kolejnej zmiany. Wiem, że w końcu przejdę nad tym do porządku dziennego. Wiem też, że potem pojawi się "coś" co ponownie wywróci moje życie do góry nogami i będę się musiała uczyć żyć od początku. Mimo to, właśnie w tej chwili jest ten moment, gdy mogę głośno powiedzieć, że NIE OGARNIAM.

Blogerka parentingowa, która przyznaje, że nie daje rady. Przecież powinnam służyć przykładem, pomocą, promiennym uśmiechem, pięknymi zdjęciami na instagramie, 7-daniowym fit obiadem, pięknym wysprzątanym (eko-chemią) mieszkaniem i fachową wiedzą na każdy temat (nawet na ten, na którym się nie znam, w końcu bloger może). A tu proszę: przyznaję, że nie umiem się zorganizować.


#StopKrytyceMam 

Chcesz przeczytać więcej?
O tym w czym zaskoczyło mnie rodzicielstwo- "Macierzyństwo- oczekiwania vs. rzeczywistość"
O presji bycia "idealną mamą"- "Matka musi dać radę"
O tym gdy nowa rola przytłacza i przygnębia- "Depresja poporodowa- trzeba o tym mówić!"

17 komentarzy :

  1. Dużo zależy od mojego samopoczucia. Bywają dni że idę jak burza i o 9.30 mam porobione wszystko, a bywa że pieprzę się z podstawami cały dzień, bo ciągle słyszę mamoooooo mamooooo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nikt nie jest przez cały dzień uśmiechnięty od ucha do ucha, z wysprzątanym na glanc mieszkaniem ;) To normalne, że czasem czegoś nie ogarniamy. Daj sobie do tego prawo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokladnie tak popieram ta opinie nie ma co brac wszystkiego na juz bo to przytlacza

      Usuń
  3. Tak jak wyzwj dziewczyny pisza -kazdy z nas ma lepsze i gorsze chwile. Mam takie dni koedy moge gory przenosic a sa i takie kiedy nie zrobie prawie nic... Co do jedzenia to pamietam ile czasu zajmuje gotowanie osobno... teraz w sumie robie jeden obiad dla wszystkich tylko np zupe na koniec gotwania odlewam dla ali i ta nasza doprawiam i daje smietane a dla Ali zostawiam tak jak jest. Dzieki temu oszczedzam troche czasu

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie ogarniam. Podwójne macierzyństwo zdecydowanie mnie przerosło. Pół biedy, kiedy Starszak jest w przedszkolu, ale kiedy dwójka jest w domu nie jestem w stanie zrobić NIC, bo albo muszę asekurować dzieci wspinające się na meble, albo rozdzielać podczas kłótni, albo pocieszać jedno lub drugie. Dzielimy się z Mężem obowiązkami, ale mieć jedno a dwoje dzieci to naprawdę ogromna różnica! Z kolejnymi już pewnie jest z górki, ale uświadomiłam sobie, że mieć jedynaka to na serio bułka z masłem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. zawsze kiedy czytam podobne wpisy, to się zastanawiam: cholera! A gdzie tam jest facet? Nie mają te laski żadnego wsparcia? Jeżeli jest tak, że wszystko jest na garbie kobiety, to znaczy, że facet jest beznadziejny i tyle. Żadne tłumaczenie, bo praca, bo koledzy, bo to, bo tamto nie mają żadnego znczenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja w takich chwilach zawsze pocoeszam się jedną myślą: "To minie". Przestaję się wtedy czuć jak w autobusie pedzącym w wieczność przez wszechświat. To minie, pamietaj :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam dwójkę dzieci i pamiętam te czasy gdy miałam tylko jedno i nie umiałam się odnaleźć. Wiecznie nieposprzatane, obiadu brak itp.
    A teraz gdy jest ich dwojka? Hahaha może to zabawne, ale jest względny porządek, obiad ugotowany, starsze dziecko odprowadzone i odebrane z przedszkola, a młodszy chyba też nie ma tak źle. A do tego wszystkiego jestem mega wyspana, bo Piotruś przesypia całe noce, a dodatkowo w dzień śpi 3-4 godziny pod rząd :D no po prostu raj.
    Mam wrażenie, że umiejętność organizacji jest wprost proporcjonalna do ilości dzieci :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Duzo zalezy od dziecka, na ilevpizwoli mamie dzialac. Sama mama tez musi wykazac sie zdolnisciami organizacyjnymi :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Duzo zalezy od dziecka, na ilevpizwoli mamie dzialac. Sama mama tez musi wykazac sie zdolnisciami organizacyjnymi :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ileż razy ja sobie wyrzucałam, że nie ogarniam...
    Z grubsza ogarniam wszystkie "konkrety" jak wizyty lekarskie, terminy szczepień, leki są na mojej głowie. Nie ogarniam rzeczy mniejszych, równie ważnych. Czasami mylę terminy np swoich planów i umawiam coś dzieciom.
    Idealne, uporządkowane i zorganizowane internety nie ułatwiają Mamom życia...

    OdpowiedzUsuń
  11. Na etapie rozszerzania diety miałam dziecko z plamami na ubraniach. Szczerze polecam tę metodę. Jedno ubranie dziennie zamiast 4. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. A Ty chyba o mnie napisałaś :) U mnie ostatnio bywa różnie. Raz lepiej, raz gorzej, ale nadal nie potrafię się porządnie zorganizować. Za duzo czasu mi umyka na pierdoły.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj to mogę Ci podać rękę. Ostatnio mam taki niedoczas, że szok. I ktoś by powiedział siedzi w domu i nic nie robi. Mam nadzieję, że będzie lepiej. I u mnie i u Ciebie. Fakt od 3 tyg z uwieszonym chorym synkiem ciężko czasem było kawę wypić i zjeść śniadanie. Teraz już zdrowie więc widzę światełko w tunelu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Masz rację z jednym dzieckiem zorganizować się szalenie trudno, zwłaszcza jeśli też masz jakieś swoje pasje czy obowiązki zawodowe. Za każdym razem gdy moja próba wyjścia z domu trwa dobre pół godziny myślę o tych wszystkich matkach wielodzietnych i zwyczajnie zastanawiam się JAK one to robią?!

    OdpowiedzUsuń
  15. Gdy miałam jedno dziecko, różnie było z moja organizacją, ale zanim zaszłam w zeszłym roku w ciążę, miałam dobrze zorganizowany dzień i coraz więcej umiałam w domu zrobić, bo prawie dwuletnie dziecko potrafi się już samo zabawić. Ale w ciąży czułam się zwykle beznadziejnie i moja organizacja padła. Teraz, gdy mam już dwie ksieżniczki, to nie dość, że chodzę notorycznie niewyspana, rozdrażniona, to jeszcze najczęściej mam ogromny problem z najprostszymi sprawami jak gotowanie czy mycie naczyn (nie mam zmywarki! ;(() , bo prawie siedmiomiesięczna już Emilka jest też bardzo za mną i zwykle wrzeszczy ledwo zaczynam od niej odchodzić. A już wie, że odłożenie do leżaczka oznacza, że mama nie będzie się nią zajmować. Nie martw się, takie matki jak Ty czy ja, to wcale nie odstępstwo od normy. Ale nie każda się przyzna, że nie wie gdzie ręce włożyć lub że dziecko ma zbyt absorbujące, by je zostawić np. w łóżeczku. Zycie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Napisałaś, że "przy dziecku nic nie jest stałe i niezmienne". Uważam tak samo i zawsze dziwię się kiedy ktoś mówi, że macierzyństwo to nuda albo monotonia.

    OdpowiedzUsuń

Recent Posts

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.